sławę pierwszorzędnego malarza, dzięki wrażeniu, jakie zdołało wywrzeć dzieło przez niego w Salonie wystawione.
Było to w 1852 r. Data ta pozostanie epokową w dziejach malarstwa polskiego, jako początek okresu, w którym na silniejszym, bo narodowym stając gruncie, zaczęło się rozwijać i wzmacniać coraz to nowymi talentami. Okres, który rozpoczął Rodakowski, szczyci się w niedługim po tem czasie: Kossakiem, Matejką, Grotgerem, Maksem i Aleksandrem Gierymskimi, Brandtem, Chełmońskim, Pruszkowskim, Malczewskim i tylu innymi.
Henryk Rodakowski urodzony we Lwowie na początku 1823 r., pochodził z ogólnie szanowanej szlacheckiej rodziny osiadłej w Galicyi. Początkowe nauki pobierał w rodzinnem swem mieście, w latach jednak młodzieńczych wysłał go ojciec do Wiednia, gdzie ukończywszy gimnazyum, wstąpil na wydział prawny tamtejszego uniwersytetu. Ojciec pragnął widzieć w nim przyszłego adwokata; pragnienia te jednak nie ziściły się, gdyż nie ukończywszy nawet kursów prawnych, młody Rodakowski, otrzymawszy wprzód pozwolenie rodzica, wyjechał w r. 1846 do Paryża. Chęć zostania malarzem była mu bodźcem do gorączkowej pracy, ogólne wyższe wykształcenie pracę mu tę znacznie uprościło. Przybywszy do Paryża zapisał się do szkoły słynnego naówczas Leona Cogniet’a i pod jego kierunkiem zabrał się do malowania studyów z natury. W jak szybkim tepie szła nauka i jakie musiał czynić postępy, dowodzi fakt, że już w 1849 r., t. j. we trzy zaledwie lata po przybyciu do Paryża, nadsyła «stęsknionej za nim rodzinie» do Lwowa własny swój portret. «Wszyscy, pisze Gwalbert Pawlikowski[1], tak artyści, jak i ci, którzy podobne zagranicą widywali dzieła, z poszanowaniem o tym mówili obrazie». Portret ten znajdujący się obecnie w czytelni Biblioteki Ossolińskich we Lwowie, choć znać, że początkowy artysta go tworzył, nosi cechy sumiennych studyów. Studyom tym oddawał się Rodakowski w pracowni Cogniet’a przez lat pięć, t. j. do połowy 1850 r. W tym czasie opuszcza chwilowo Paryż, aby zawitać do rodzinnego gniazda, uściskać ukochanego ojca, namalować jego portret i przez kilka miesięcy rodzinnem odetchnąć powietrzem.
Ciekawym jako materyał historyczny epoki i artysty, jest wzmiankowany wyżej artykuł Gwalberta Pawlikowskiego, pisany w styczniu 1851 przytoczymy z niego wyjątek: »Przed kilku tygodniami rozeszła się po Lwowie wiadomość, że Rodakowski wrócił z Paryża, a jak zwykle w małem mieście, wszyscy się z początku tą wiadomością zabawiali, tak też i wkrótce nikt o tem nie wspomniał, zwłaszcza, że wyjechał był na wieś. Teraz, gdy się z kim zejdziesz, nie usłyszysz innego pytania tylko to: czy widziałeś roboty Rodakowskiego? i tem to jednem, ciągle powtarzanem pytaniem, wyszedłszy po długiej słabości pierwszy raz z domu, byłem witany. Wielkie to nieszczęście, pomyślałem i prawdę powiedział w swej akademickiej mowie nasz Stattler, że u nas pochwałami młodych psują artystów. Mieliśmy niestety kilka tej prawdy dowodów. Otóż to nowe pochlebstwo a pochlebstwo szanowanej u nas i zamożnej niesione rodzinie. Pomimo takiego uprzedzenia, nie mogłem sobie odmówić odwiedzenia pracowni p. Rodakowskiego. Wchodzę; powitał mię młody, nieznany mężczyzna, pełen naturalnej grzeczności, bez żadnego z tych powierzchownych odznaczeń niby to artystowskich, w które się zwykle wracający do kraju ustrajają artyści. Po pierwszych przemowach, prosił, bym usiadł naprzeciw kończącego się portretu znanego mi dobrze ojca artysty. Uderzony zostałem nadzwyczajnem podobieństwem; długo nie mogłem uporządkować myśli moich. Portret — przedstawia osobę siedząca, którą prawie po kostki widać. Osoba ku widzowi zupełnie obrócona siedzi, trzymając rękę w ręce na kolanie wsparte, nieco naprzód pochylona, a każda część jej ciała, stosownie do oddalenia oka wpatrującego się, tak mocno z ciemnego tła wychodzi, tak łudząco i zwodniczo, iż gdyby obraz był bez ram, o ścianę tej samej barwy jak jego tło oparty, każdy by mniemał żywą widzieć osobę. Co do podobieństwa, nietylko rysy twarzy są najdokładniej oddane, ale cały charakter duszy, wyrażający się w twarzy i charakter ruchu ciała zupełnie uchwycony, co tem więcej ujmuje, że koloryt bez wszelkiej pretensyi jest najnaturalniejszy, a cała natura osoby przedstawionej nie naśladowana, ale oddana ze swoimi pięknoś-
- ↑ „Pracownia p. Henryka Rodakowskiego, malarza we Lwowie“, art. zamieszczony w „Pamiętniku Sztuk Pięknych“ Podczaszyńskiego, str. 160.