zów, jak: »Chłopi galicyjscy w kościele« (1857 r.). »Hr. Wilczek prosi Sobieskiego o pomoc dla Wiednia« (1861 r.), »Bitwa pod Chocimem« (1865 r.) i »Wojna kokosza« (1872 r.) które jednak lubo wystawiane publicznie, wrażenia głębszego nie robiły. Wymalowawszy portrety marszałków: Pellissier’a i Mac-Mahon’a dla galeryi marszałków na zlecenie Cesarskiego rządu w 1861 r. otrzymał kawalerski krzyż legii honorowej.
Opuściwszy w 1874 r. Paryż, wraz z rodziną przeniósł się Rodakowski do Lwowa. Kilkoletni pobyt w tem mieście, zapełnia on malowaniem portretów galicyjskich magnatów i szkicowaniem bądź większych kompozycyi dekoracyjnych, jak »Dobrodziejstwa kultury«, bądź typów ludowych, które akwarelą z życiem i maestryą z natury malował. Wezwany obstalunkami do Wiednia przenosi się z kolei do stolicy Austri i tu znowu zakłada pracownię portretową. W roku 1893, u schyłku swej karyery powraca do kraju i osiada tym razem w Krakowie. Ostatnią jego pracą malowaną w r. 1890 jest doskonały portret córki zamężnej, znany z wystawy Retrospektywnej w Warszawie z 1898 r. W 1870 r. odbył dłuższą podróż do Włoch, studyując pilnie mistrzów odrodzenia, których przywykł wielbić od dawna.
Osiadłszy w Krakowie wypuścił prawie zupełnie pendzel z ręki, sztuką jednak do końca życia nie przestawał się zajmować. Wybrany po ks. Marcelim Czartoryjskim na prezesa Towarzystwa przyjaciół sztuk pięknych, sprawiał wzorowo swój urząd, zaprowadzając ład i porządek i tchnieniem sztuki odświeżając tradycye instytucyi.
Europejskiej sławy artysta, niezwykle był kochanym i szanowanym przez ogół malarzy. W grudniu 1893 r. deputacya wybrana z ich łona wręczyła sędziwemu jubilatowi w 40 rocznicę jego pierwszego odznaczenia w Paryżu, adres, kończący się temi słowy: „Jak niegdyś nawiązałeś stosunki pomiędzy naszą sztuką a Europą, tak siałes potem pośród nas posiew zachodniej kultury. Wyrozumiały dla młodych, świadom nowych pragnień, czujący stale tętno świeżych dążeń nietylko artystyczną indywidualnością ale i wpływem zająłeś znamienite miejsce w dziejach polskiej Sztuki“.
Zmarł w grudniu 1894 r. po krótkiej, bo 4 dni zaledwie trwającej chorobie. Miał zostać w niedługim czasie dyrektorem Krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, nominacya podobno była już podpisaną. Żywo zajmował się przyszłymi swymi obowiązkami, zmarł jednak przed otrzymaniem stanowiska, na którem po Matejce, nikt godniejszymby nie był. W artykułach, które drukował w Tygodniku Ilustrowanym o istocie sztuki, w pobieżnej i przystępnej formie, pozostawił ślady dużego naukowego wykształcenia i wielkiej miłości dla idei piękna, której wiernie tyle lat służył.
Nie mogę właściwiej zakończyć biograficznego szkicu Rodakowskiego, jak cytując urywek z pracy dra Stanisława Tomkowicza[1].
„Była to natura dziwnie prosta i subtelna zarazem, interesująca i ujmująca. Postać zewnętrzna szlachetna i pociągająca. Wzrostu był nizkiego lecz budowy proporcyonalnej. Ubierał się starannie. W pokoju lubił mieć na głowie czapeczkę aksamitną, przyzwyczajenie pracowniane, za które zawsze przepraszał interlokutora. Włosy nosił krótkie, brodę szerokim półkolem przystrzyżoną i utrzymywaną troskliwie, was gęsty i obfity przysłaniał trochę długą wargę górną. Rysy miał regularne, prawie piękne, choć niezbyt delikatne, czoło wysokie środkiem ściągnięte w parę wyniosłości i koło nich kilka lekkich zmarszczek pionowych, śladów wymownych, że dużo skupial myśli. Wyraz przez to marsowaty, dalekim był jednak od surowości. Owszem, obok powagi była to pewna dobroduszność. Główny urok leżał w oczach małych, ruchliwych i bystrych nadzwyczajnie.
Spoglądały one uważnie i mądrze, czasem przenikliwie, a tak przychylnie i łagodnie przytem: istne oczy czujnego spostrzegacza, oczy, którym nic nie uszło, ale przez które patrzała dusza pełna pobłażliwości i miłości bliźniego. Odpowiadały one doskonale usposobieniu wywnętrznemu.
wrażliwy i czuły na wszystko Rodakowski, nigdy się nie żalił, nigdy o nikim źle nie mówił. Nie było w nim ani dźbła goryczy, bo nigdy nie myślal o sobie, nie miał żadnych pretensyi. Życzliwość rad okazywał każdemu, nawet tym, którzy mu przykrość zrobili. Wszystko widział i wszystko pamiętał ale o doznanych urazach nie myślał, umiał nie tylko przysługę wyświadczyć,
- ↑ »Henryk Rodakowski« wspomnienie pośmiertne. Kraków, 1895 r.