Strona:Aleksander Arct - Spiskowcy (1907).djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

— Nie ciągnijcie mnie! — krzyknął na pachołków. — Sam pójdę i stanę pod ścianą.
— Książę! — wołali mieszczanie. — Zmiłuj się nad Tellem. Zlituj się nad jego boleścią!
— Nie proście go! — krzyknął Walter. — Ten zły człowiek próśb waszych nie usłucha. Nie obawiajcie się o ojca. Jest on pierwszym strzelcem w całej Szwajcarji: mierząc do ptaków w locie, nigdy nie chybia. Jestem więc pewny, że mi się nic złego nie stanie!
To rzekszy, stanął pod murem i dodał:
— Strzelaj, ojcze! Pokaż im, co umiesz!
— Spiesz się! — krzyknął Gessler. — Na spełnienie rozkazów nie zwykłem długo czekać.
Tell podniósł łuk, nałożył nań strzałę i naciągnął cięciwę. Po chwili jednak opuścił ręce i zawołał strasznym głosem:
— Panie, błagam cię, daruj mi ten strzał! Ręka mi drży, w oczach ciemnieje!
— Oto moje serce! — dodał rozrywając koszulę i wskazując na nagą pierś. — Przebij je!
— Nie chcę twego życia! Chcę strzału! — odparł z dzikim uśmiechem książę.
— Byłeś zawsze śmiały i dzielny, ratowałeś innych od śmierci, ratuj że teraz i siebie!
Słysząc to Tell, zadrżał, wzniósł oczy ku niebu, poczym nagłym ruchem wyciągnął z kołczana drugą strzałę i wsadziwszy ją za pas, podniósł łuk i zmierzył:
— Ojcze! — zawołał Walter — ja się wcale nie boję, nawet okiem nie mrugnę. Śmiało strzelaj ojcze!
— W imię Boże! — zawołał Tell. Przycisnął łuk do ramienia i — spuścił cięciwę.
Zaświszczała strzała: z głowy Waltera jabłko spadło.
— Trafiłeś, ojcze! — krzyknął radośnie Wal-