Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/133

Ta strona została przepisana.

powiedź na moje dalsze pytania. Niech mi pan odpowie, czy uważał pan brata za mordercę?
— Tak.
— Na czem pan ten sąd opierał?
— Nie mogę inaczej tłumaczyć sobie tego... Widziałem Józefa, pochylonego nad trupem, który jeszcze drgał... Za kulisami była cisza, nikogo nie widziałem...
— Ile czasu upłynęło od momentu, gdy pan zobaczył brata, wchodzącego za kulisy, do chwili, gdy pan wyszedł z za starych dekoracyj i wszedł do garderoby Nr. 3?
— Może minuta, może mniej, — dokładnie czasu podać nie mogę, bo przyznam, że byłem bardzo zdenerwowany.
— A czy przez cały czas oczekiwania na czerwonego błazna nie słyszał pan żadnych kroków obok siebie, czy nikt nie przechodził tym korytarzem, przy którym znajduje się garderoba Nr. 3?
— Nikt.
— Czy tylko pan jest stanowczo tego pewny?
— Nikt... zresztą orkiestra grała, a z widowni dochodził mnie odgłos oklasków...
— Więc z całą stanowczością nie może pan stwierdzić, że absolutnie nikt nie przechodził korytarzem?
— Nie mogę.
— Dobrze, a teraz niech mi pan powie, czy z ukrycia swojego mógł pan dobrze obserwować drzwi garderoby Nr. 3?
— Tak, doskonale.
— I nie zauważył pan, by ktoś wchodził lub wychodził stamtąd?
— Nie.