dzącą od uderzenia jakiemś tępem narzędziem, możliwe, że nogą od krzesła.
— Mając już wszystkie nitki w ręku, kazałem z więzienia śledczego przyprowadzić Gładysza. W drodze perswazji, przemawiania mu do rozsądku doprowadziłem do tego, że Gładysz rozpłakał się i przyznał otwarcie, że Mertingera zamordował.
— Niezwykle ciekawe są jednak motywy tej zbrodni. Niech panowie łaskawie słuchają, ja odczytam protokół zeznań Gładysza, na dnie ich leży bardzo ciekawa i bardzo smutna historja...
Lubieński zagłębił się w plik papierów, szybko zaczął je przewracać i po chwili wyciągnął duży arkusz papieru, cały zapisany drobnem, kaligraficznem pismem. Gliński i Borewicz pochylili się bliżej ku Lubieńskiemu, by lepiej usłyszeć treść zeznań Gładysza.
Łubieński czytał:
„Tak, przyznaję, zamordowałem Karola Mertingera, zbrodni tej nie dopuściłem się jednak wyłącz nie z chęci rabunku. Mordując, chciałem pomścić na nim wszystkie nieszczęścia, jakie dotknęły mnie w życiu. Mertinger zniszczył moje szczęście, Mertinger uczynił ze mnie wykolejeńca, nałogowego pijaka, wreszcie mordercę. Człowiek ten wplótł się w moje życie, jak jakaś nieszczęsna nić.
„Zamordowałem, ani przez chwilę nie czułem i nie czuję się winny, owszem, mordując, miałem wrażenie, że wymierzam tylko sobie sprawiedliwość, jakiej ani żaden sad, ani życie dać mi nie mogły.
„Było to przed laty dwudziestu. Byłem jednym z najlepszych i najzdolniejszych akrobatów, o występ którego dobijały się wszystkie teatrzyki rozmaitości. Zarabiałem wówczas dużo pieniędzy i ani grosza z nich nie wydawałem na wódkę. Te dobre
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/150
Ta strona została przepisana.