moje czasy pamięta doskonale obecny dyrektor „Złotego Ptaka“, p. Metzner.
„W czasie występów w Hamburgu, w zespole artystów, jak zwykle wielojęzycznych, poznałem młodziutką dziewczynę, śpiewaczkę, o jasnych jak zboże włosach, o oczach niebieskich. Była Polką, pochodziła z Warszawy, i nie wiem, dlaczego przybrała sobie imię niepolskie „Mery“. Nazywałem ją jednak Marynią. W teatrzyku hamburskim tylko my dwoje byliśmy Polakami. Nie dziw, że zawiązała się między nami serdeczna przyjaźń. Marynia jako śpiewaczka nie była zbyt utalentowana. Dyrekcje większych teatrów nie kwapiły się z zaangażowaniem jej na szereg występów. Marynia wskutek tego często płakała. Była biedna jak mysz kościelna.
Chciałem jej pomóc. Impresarjom teatrów stawiałem w tajemnicy przed Marynią taki warunek, że tylko wtedy przyjmę engagement, jeśli i ją zaangażują. Zjeździliśmy razem prawie całe Niemcy i północne Włochy. Wreszcie doszło do tego, że nie mogłem sobie wyobrazić rozłąki z moją przyjaciółką. Wtedy ożeniłem się z Marynią. W małżeństwie byłem bardzo szczęśliwy. Ona na każdym kroku miała dowody mojej miłości i psiego wprost przywiązania, a ja jej miłości i kobiecej troskliwości. Dwa lata spędziliśmy na występach zagranicą.
„W Maryni widziałem wzór cnót i doskonałości, ale był jeden mały drobiazg, który mnie trochę niepokoił: jej niezwykła żądza toalet.
„Tłumaczyła mi ustawicznie, że nie mogąc głosem zdobyć publiczności, musi zdobyć ją toaletami. Jak już poprzednio powiedziałem, zarabiałem dużo, ale dochody moje nie sięgały miljonów. Nie mając sam zaś żadnych potrzeb, bo jako akrobata i gimnastyk nie używałem ani alkoholu, ani tytoniu,
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/151
Ta strona została przepisana.