Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/164

Ta strona została przepisana.

słano do Berlina dla załatwienia jakiejś sprawy u władz. Gdy dobrnąłem do przedmieścia, nagle na placu Poczdamskim zetknąłem się oko w oko z Metznerem. Dawniej byliśmy przyjaciółmi, teraz bałem się, że Metzner nie zechce mnie przypomnieć sobie, byłem w łachmanach. Metzner patrzył na mnie przez chwilę i wreszcie poznał.
— To ty, „Otello“?? Bój się Boga, jak ty wyglądasz, co się z tobą stało?
„Opowiedziałem mu wszystkie moje przejścia od dnia wyjazdu z Warszawy. Metzner tak wzruszył się, że płakał ze mną.
„Zaprowadził mnie wreszcie do swego, pokoju w hotelu, nakarmił, kupił mi ubranie i bieliznę, i jako dyrektor jednego z kabaretów warszawskich, przyjął mnie jako inspicjenta za dobrem wynagrodzeniem. Kilka dni byliśmy jeszcze w Berlinie dla zaangażowania kilku sił do Warszawy, potem opuściłem Berlin, uwiadamiając tylko listownie dyrektora wędrownego cyrku, że zrzekam się „intratnej“ posady w jego koczującem przedsiębiorstwie.
„W Warszawie wziąłem się gorliwie do pracy. Przestałem codziennie pić, a na pół godziny przed przedstawieniem byłem już w teatrze. Jednej próby nie spóźniłem.
— Ale Warszawa miała zbyt wiele bolesnych dla mnie wspomnień, i dlatego nie na długo starczył mi hart i silna wola; nie uwolniłem się od nałogu pijaństwa. Przyszedł czas, że znowu zacząłem się upijać. Starałem się te swoje wady powetować Metznerowi w ten sposób, że byłem mu wierny jak pies, czuwałem na każdym kroku, by go nie wykorzystywano. Stałem się wkrótce dla niego niezbędny — ufał mi jak największemu przyjacielowi. Tak upłynęły nam całe lata.