Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/109

Ta strona została uwierzytelniona.

kradł się do Berlina. Ale ponieważ nie znał języka niemieckiego i nie mógł zarobić na chleb, więc porzucił Berlin i przeniósł się do Warszawy, gdzie pracował w jakimś komitecie pomocy dla emigrantów. Wychodząc zaklinał mnie Gałkin na wszystkie świętości, abym nikomu nie zdradził, że on jest autorem powieści. Ponieważ podejrzewałem go o grafomaństwo, prośba ta wydawała mi się nawet śmieszna — z grzeczności jednak zapewniłem go, że dochowam tajemnicy. Gałkin uspokojony wyszedł...
Karnicki przerwał dalsze zeznania, przybladł, oddychał ciężko, jak po wielkim wysiłku.
Prokurator czekał cierpliwie, aż obwiniony odpocznie, aby jednak skrócić kłopotliwe milczenie, wydostał z kieszeni papierośnicę i zapalił papierosa. Oskarżony z chciwością wdychiwał nozdrzami dym tytoniowy. Zabielski zrozumiał, wyciągnął papierośnicę, i podał oskarżonemu papierosa.
— W więzieniu śledczem odebrano panu papierosy? — spytał.
Karnicki uśmiechnął się boleśnie.
— No, a teraz niech pan opowiada dalej.
Karnicki zaciągnął się łapczywie dymem i mówił:
— Obietnicy danej Gałkinowi dotrzymałem solennie, powieść zacząłem czytać. W miarę czytania, zmieniłem zdanie o Gałkinie, powieść miała duże walory literackie. Po tygodniu Gałkin przyszedł znów do mego mieszkania i wtedy wyraziłem mu zachwyt dla jego pracy, wytknąłem tylko kilka drobnych usterek i wad. Gałkin wziął powieść do poprawienia i poprawioną przynosił mi częściami do ponownego czytania. Za każdą bytnością powtarzał swoją prośbę, abym przed nikim nie zdradzał jego zapędów literackich. Nie mogłem połapać się, jaki jest właściwy cel tej tajemnicy. Dopiero po morderstwie gdym przeczytał w gazetach, że Gałkin był na żołdzie bolszewickim, zrozumiałem, dlaczego tak taił się ze swoją pracą. Powieść była jednym wielkim oskarżeniem dla komunizmu... Wizyty