Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale oto wydostaję się za miasto. Droga wije się przedemną daleko, po bokach rosną wysokie topole, a gdzieś pośrodku zboża sterczy samotna dzika gruszka.
Widzę przed sobą pociąg, jak posuwa się pod lasem. Długie kłęby pary ciągną się nad nim niby półprzezroczysta biała liszka, słaby gwizd dochodzi aż tutaj, a wagony, maleńkie jak zabawka, ciągną się długim sznurem. Niedaleko płynie rzeka. W zaroślach nadbrzeżnych roją się owady. Jętki krążą nad małemi zatokami w piasku, a miasto ukryte we mgle powietrza, pokazuje tylko swoje najwyższe wieże.
Tak idę coraz dalej. Aż wreszcie mój czas wolny upływa i trzeba wracać do miasta. Ale wtedy wszystkim kwiatom, które spotykam po drodze, mówię, że zobaczymy się jeszcze. Wiatr faluje zboże, kwiaty nachylają się ku mnie, a ja — uśmiecham się do nich ogorzałą twarzą.

W jednej z takich wędrówek, dość daleko od miasta, natrafiłem na zamknięty biały dom, stojący niedaleko od drogi. Było wtedy południe. Zmęczony i zgrzany, wszedłem przez zniszczoną bramę ogrodzenia na duże podwórze. Po trawnikach przed domem widać było odrazu, że tutaj nikt nie mieszka. Klomby zarosła gęsta dzika trawa, pełna małych żółtych kwiatków, pokryła ona także, choć nie tak gęsto, żwirowane niegdyś ścieżki. Niektóre z zamkniętych zielonych okiennic domu podparte były poczerniałemi żerdziami.
Zbliżyłem się do drzwi i wziąłem za klamkę. Drzwi się otworzyły. Z dużego przedpokoju wązkie drewniane schody prowadziły na górę. Znalazłem tam mały, również otwarty pokoik z wychodzącym na tyły domu balkonem.
Stanąłem na nim, aby się przypatrzeć pięknemu widokowi.
Za domem był duży ogród owocowy, a za nim aleja topolowa, prowadząca do drugiej drogi tuż nad rzeką.