Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/229

Ta strona została przepisana.

burzy i patrząc na które ludzie mówią zwykle: nie trzeba téj pogodzie dowierzać, jeszcze się nie ustaliła. Każdy łatwo sobie może wystawić, jaka tam musiała być rozmaitość sprzecznych zdań i rozmów! Istna wieża Babel! Jeden z wielkim zapałem prawił o różnych ciekawych rzeczach, których był świadkiem; inny opowiadał o swych własnych bohaterskich czynach; ten nie mógł się nacieszyć, że wszystko tak się pięknie skończyło i pod niebiosa wynosił Ferrera i zapewniał, że źle będzie z panem wikaryuszem; ów znowu z uśmiechem złośliwym powtarzał: — bądźcie spokojni, już ja wam to ręczę, że go nie zabiją, kruk krukowi oka nie wydziobie, o tobie ma obawy — a jeszcze ktoś inny, nie skrywając nawet silnego rozdrażnienia, dowodził, że stało się nie tak, jak się stać było powinno, że lud oszukano, że to wstyd i hańba tyle narobić hałasu, aby potém pozwolić tak gładko wywieść się w pole.
Tymczasem słońce zaszło, wszystkie przedmioty przybrały szarą, jednostajną barwę, i wiele osób, czując silne zmęczenie, spowodowane owym dniem tak niepospolicie spędzonym, i zaczynając już się nudzić tém gadaniem pociemku, powróciło do domów. Nasz Renzo, który tak dzielnie dopomagał wielkiemu kanclerzowi w jego podróży, a następnie wraz z nim minął owe dwa szeregi żołnierzy i z niemałém zadowoleniem patrzył na to, jak powóz szybko się potoczył, zmierzając w stronę zamku; jeszcze przez czas pewien szedł z tłumem aż do pierwszéj bocznéj uliczki, w którą skręcił, aby także odetchnąć swobodniéj. Zaledwie kilka kroków zrobił chcąc w ciszy i samotności uporządkować nieco w głowie ów natłok świeżych, a tak niejasnych myśli, obrazów i wrażeń, gdy dający się uczuwać głód i potrzeba wypoczynku kazały mu tego zaniechać. Zaczął więc spoglądać w górę na prawo i na lewo, szukając szyldu jakiéjś gospody, bo o udaniu się w tak późnéj godzinie do klasztoru ojców kapucynów nie można było nawet i myśléć. Idąc tak z głową podniesioną do góry, natknął się na sporą gromadkę ludzi i zatrzymawszy się usłyszał, że mówią tu o różnych planach na dzień następny. Zrazu słuchał tylko, potém nie mógł się powstrzymać od powiedzenia tego, co myśli, bo po tylu bohaterskich czynach zdawało mu się, że się stał osobą nielada, a nawet że powinien był swoje zdanie wyjawić. Wszystko to, na co dziś patrzył, zrodziło w nim przekonanie, iż, aby rzecz jakaś mogła się udać, dość pozyskać dla niéj serca tych, którzy wałęsają się po ulicach i dlatego przemówił uroczystym głosem: — Mili panowie! czy i mnie też wolno powiedziéć co myślę? Oto moje zdanie jest takie: nietylko w sprawie chleba dzieją się niegodziwości, a ponieważ dziś każdy to mógł widzieć, że dość jest jakiéjś sprawiedliwéj rzeczy wymagać wspólnie, aby ją zaraz otrzymać, więc trzeba i nadal tak postępo-