Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/253

Ta strona została przepisana.

również gorąco, aby się wszystko odbyło, o ile możności, cicho i spokojnie, bo, gdyby nieborak opierał się zbytecznie, i gdyby przyszło do użycia siły i do walki otwartjé, to lud na ulicy stanąłby zaraz w obronie więźnia i każdy z tych trzech przedstawicieli sprawiedliwości miałby do czynienia co najmniej ze stu przeciwnikami. W skutek tych kombinacyj dawał oczyma znaki siepaczom, aby nie tracili cierpliwości i nie drażnili zbytecznie chłopaka, a sam starał się uspokoić go, przemawiając doń w sposób bardzo łagodny i miły. Renzo tymczasem, ubierając się niezmiernie powolnie, usiłował przypomniéć sobie wszystkie wypadki ubiegłego wieczora i wkrótce przyszedł do przekonania, że to niezawodnie ów nieszczęsny wyrok i herb z poganinem, a także i sprawa o imię i nazwisko musiały mu całego tego piwa nawarzyć, ależ do licha! w jaki sposób ten urzędnik dowiedział się o jego nazwisku i imieniu? I cóż znowu mogło zajść téj nocy, co stało się powodem, że siepacze odrazu tak wielkiéj nabrali odwagi i tak śmiało, tak zuchwale zabierali się do uwięzienia jednego z tych przyjaciół, przed któremi wczoraj jeszcze drżał każdy? A jednak i dziś owi przyjaciele musieli być oddawna na nogach, bo przecież i do niego dochodził z ulicy gwar coraz głośniejszy. Spojrzał uważniej na pana urzędnika i z jego twarzy, jak z księgi wyczytał dręczącą go trwogę, a po chwilowym namyśle, dla zyskania na czasie, tudzież dla przekonania się, o ile jego wnioski mogą być prawdziwe i czy już mu nie pozostaje żadnej drogi do ratunku, powiedział: — Ot, wiem już teraz, co było przyczyną całéj téj biedy, to wszystko z łaski owego utrapionego imienia i nazwiska. I to ja wiem, żem wczoraj nieco się podchmielił, bo téż w tych gospodach bywają czasami takie zdradzieckie wina! A każdemu wiadomo, że gdy człowiek takiém winem nasiąknie, to już ono za niego przemawia i wówczas... Jeżeli więc o nic innego nie chodzi, to jestem gotów odpowiedzieć zaraz na wszelkie zarzuty. A zresztą, przecież jaśnie wielmożny pan wié już, jak się nazywam. Ale ktoż, u Ucha, powiedział mu o tém?
— Słusznie mówisz, słusznie — rzekł urzędnik z przyjemnym uśmiechem widzę, żeś dzielny chłopak, rozsądku ci nie brak, a nawet pawiem ci szczerze, jako człowiek, który zna się trochę na ludziach, żeś dyable sprytny. Szczerość i rozsądek najlepiej ci dopomogą do pozbycia się tego kłopotu, ręczę, że zaledwie parę słów powiesz, a zaraz cię na swobodę wypuszczą, ale widzisz, mój dzielny chłopcze, ja mam ręce związane, muszę spełniać to, co mi rozkażą, i pomimo, iż pragnąłbym jak najgoręcéj ciebie tu zostawić, nie mogę tego uczynić. A więc, nie ma rady... ubieraj-że się, ubieraj i chodź z nami, powiadam ci, że nie masz się czego obawiać, bo skoro cię tylko zobaczą, a zresztą i ja przecież także milczéć