Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/290

Ta strona została przepisana.

najmniéj, aby wiadomość o niém nie miała być dlań przyjemną; ucieszył się tak bardzo, jak gdyby sam był jego sprawcą i zaraz pośpieszył podzielić się ową wielką radością z przyjaciółmi, a głównie z hrabią Attilio. Szanowny kuzynek, według dawniéj powziętych zamiarów, powinien był w téj chwili znajdować się już w Medyolanie, ale, na pierwszą wieść o rozruchach i o hołocie, która krążyła po ulicach miasta w ilości i w usposobieniu, zapowiadającym wcale co innego, niż gotowość poddania grzbietów pod kije, uznał za stosowne jeszcze czas pewien na wsi zabawić, aż do uśmierzenia zaburzeń. Wielu już bowiem ludziom zalazł za skórę i miał słuszne powody obawiania się, aby jeden z tych, którzy dotychczas dlatego tylko cicho siedzieli, iż czuli swą niemoc, teraz nie nabrał odwagi i, korzystając z przyjaznych okoliczności, nie chciał się odrazu pomścić za wszystkich. Niedługo wszakże trwała ta niepewność; rozkaz, przysłany z Medyolanu, a nakazujący szukanie i pojmanie Renza, był już wskazówką, że wszystko wraca do zwykłego porządku, niemal zaś jednocześnie odebrano wiadomości, że i rozruchy przytłumiono zupełnie. Hrabia Attilio zaraz w drogę wyruszył, a przed wyjazdem zagrzewał kuzyna do wytrwania w swych zacnych zamiarach, obiecując mu, iż ze swój strony rozpocznie natychmiast starania, aby go uwolnić od owego nieznośnego mnicha, do czego teraz może mu dzielnie dopomódz smutna przygoda naszego biednego Renza. Zaledwie wyjechał Attilio, powrócił Grizo z Monzy cało i zdrowo i zdał panu sprawę ze wszystkiego, o czém się mógł dowiedziéć, a mianowicie, że Łucya znajduje się w tym, a tym klasztorze, pod szczególną opieką takiéj, a takiéj pani, że nie wychodzi nigdy i nigdzie, jakby była także zakonnicą, że nawet w czasie nabożeństwa widzieć jéj nie można, bo chowa się gdzieś w kątku zakratowanego okna, które z klasztornego korytarza na kościół wychodzi, a co wielu osobom bardzo się nie podoba, gdyż wieść o jéj prześladowaniu i niepospolitéj piękności już się w okolicy rozeszła i niejeden chciałby zobaczyć, jak téż wygląda to niebożę.
Sprawozdanie to przyprawiło o wściekłość don Rodriga, Tyle okoliczności, sprzyjających jego zamiarom, rozpaliło w nim jeszcze silniéj owę namiętność, owę mieszaninę miłości własnéj, uporu, gniewu i żądz nikczemnych! Renzo był gdzieś daleko, wyszedł na zbiega, wygnańca, przestępcę, tak, iż wolno było teraz wszystkiego się względem niego dopuścić bez obawy kary, a Łucya jako narzeczona buntownika, także nie wiele mogła liczyć na opiekę prawa, i na nią padał cień jego winy; jedynemu zaś człowiekowi, któryby chciał i potrafił stanąć w jéj obronie, a nawet narobić tak wielkiéj wrzawy, iż obiłaby się o uszy ludzi, piastujących najwyższe godno-