Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/8

Ta strona została przepisana.

i z jednym tylko Grizem, który również zdjął strzelbę, piechotą zaczął na wzgórze wstępować. Tymczasem trzéj brawi wyżéj wymienieni, i czwarty Squinternotto (doprawdy nie pojmuję, dlaczego nasz autor dbał tak bardzo o przekazanie potomności tych przezacnych imion!) pozostawszy w karczmie wraz z trzema drabami Nienazwanego i owym wyrostkiem, który się pod ich godnym kierunkiem kształcił na skończonego łotra, a raczéj był już takim, zaczęli zaraz grać w karty, pić i opowiadać sobie nawzajem różne przygody, popisując się jeden przed drugim odwagą i siłą.
Inny brawo Nienazwanego, który także pod górę wstępował, dopędził wkrótce don Rodriga, popatrzał nań, poznał, przywitał się z Grizem i poszli wszyscy trzej razem, co uwolniło don Rodriga od przykréj konieczności objawienia swego nazwiska wszystkim tym brawom, których jeszcze mógł na drodze napotkać, tudzież odpowiadania na pytania, któreby oni za stosowne uznali jemu zadawać. Po przybyciu do zamku musiał zostawić Griza na progu i przejść przez długi szereg ciemnych korytarzy i sal, których ściany pokryte były najrozmaitszą bronią i w których stali brawi na straży, zanim wreszcie wprowadzono go do téj sali, gdzie gospodarz zwykł był swych gości przyjmować.
Nienazwany zrobił kilka kroków ku nowoprzybyłemu, odpowiadając mu ukłonem na jego ukłon głęboki, a jednocześnie przypatrując się badawczo jego twarzy i rękom, co zwykł był czynić zawsze, gdy kogo witał, nie wyłączając najstarszych nawet, najhardziéj wiernych przyjaciół; z wiekiem zaś tak to mu w nałóg już weszło, że robił to prawie bezwiednie. Był-to człowiek wysoki, śniadej Cery, łysy niemal zupełnie, o siwéj brodzie i zmarszczkami pooranéj twarzy; miał lat sześćdziesiąt, choć na pierwsze spojrzenie daleko starzéj wyglądał; pomimo to jednak cała postawa, ruchy, wyraz ostrych, wybitnych rysów, a zwłaszcza ponury, lecz żywy blask oczu, zdradzały tak wielką siłę ciała i ducha, że nawet w młodzieńcu mogłaby się wydać niezwykłą.
Don Rodrigo powiedział najprzód, iż przybywa prosić o pomoc i radę, że napotkawszy na niespodziane trudności w uskutecznieniu pewnego przedsięwzięcia, od którego honor odstąpić mu nie pozwala, przypomniał sobie obietnicę tego, który nigdy nie przyrzeka napróżno; a następnie opowiedział mu cały swój zbrodniczy zamiar i wszystkie swe kłopoty. Nienazwany, który już o tém coś wiedział, ale pobieżnie tylko, bez żadnych szczegółów, wysłuchał go z wielką uwagą, raz dlatego, że zawsze bardzo był ciekawy takich historyjek, powtóre zaś i głównie z powodu, iż do téj sprawy zamieszane było nienawistne i aż nadto dobrze znane imię ojca Krzysztofa, który był otwartym wrogiem wszystkich tyranów i nie tylko