Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrowolnie sprzedałem... Tak... Dobrze... Zatem, znaczy się, wiozę rano dobrowolnie siano, nikogo nie poruszam; patrzę, w nieszczęśliwą godzinę, a tu wychodzi z karczmy starosta Antip Siedielnikow. »Gdzie wieziesz, ty taki, owaki?« i targa mnie za uszy.
Kirjaka strasznie bolała od picia głowa i wstydził się brata.
— Co to wódka zrobi. Ach, Boże mój! — mruczał, trzęsąc głową. — Już wy bracie i siostro, przebaczcie mi na miłość Boską, ja sam nie jestem z tego rad.
Kupili w oberży śledzia i gotowali polewkę ze śledziowego łebka. W południe zasiedli wszyscy do herbaty i pili ją długo, bardzo długo, zdawało się, że nabrzmieli od herbaty, a potem wzięli się do polewki, jedząc wszyscy z jednego garnka. Śledzia babka schowała.
Wieczorem garncarz lepił garnki na urwisku. Niżej na łące dziewczęta tańczyły i śpiewały. Grali na harmonii. Za rzeką paliło się ognisko i również śpiewały dziewczyny, a zdaleka śpiew ich wydawał się harmonijnym i miłym. W karczmie i dokoła niej hałasowali chłopi; śpiewali pijanymi głosami, każdy sobie, i wymyślali tak, że Olga drżała i mówiła:
— Ach, batiuszki!...
Dziwiło ją to, że bez przerwy słychać było sprzeczki i że najgłośniej i najwięcej kłócili się starzy, którym już czas umierać. Dzieci i dziewczęta słuchały tych zwad i widać było, że przywykły do nich od kołyski.
Minęła północ, pogasili ognie po obu stronach rzeki, a na dole na łące i w karczmie nie przestawali się bawić. Stary i Kirjak, pijani, trzymając się pod ręce i podpierając ramionami jeden drugiego, podeszli do szopy, gdzie Marya i Olga leżały.
— Daj spokój — starał się go przekonać stary — daj spokój... To spokojna baba... Grzech...
— Ma-aryo! — krzyknął Kirjak.