Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

— O Boże! — westchnął kucharz.
Ktoś cicho, cicho zastukał do okna. Widocznie Tekla wróciła. Olga wstała ziewając, szepcząc pacierz, otworzyła drzwi, potem w sieni wyciągnęła zasuwę. Ale nikt nie wchodził, tylko ze dworu wiało i nagle zrobiło się jasno do księżyca. Z otwartych drzwi widać było drogę cichą, pustą i księżyc świecący na niebie.
— Kto tu jest? — zawołała Olga.
— Ja — dała się słyszeć odpowiedź. — To ja.
Przy drzwiach, przytulona do ściany, stała Tekla, zupełnie naga. Trzęsła się z zimna, zgrzytała zębami, a przy jasnem świetle księżyca wydała się bardzo bladą, piękną i dziwną. Cienie przesuwające się po niej i blask księżyca na skórze jakoś niezwykle ostro rzucały się w oczy i dokładnie uwydatniały jej ciemne brwi i młodą, jędrną pierś.
— Zuchwalcy, rozebrali mnie, puścili tak — rzekła. — Szłam do domu bez ubrania... tak jak mnie matka rodziła. Przynieś mi coś, to się odzieję.
— Idźżeż do chaty! — odpowiedziała cicho Olga, również zaczynając się trząść.
— Jeszcze mnie starzy zobaczą.
I rzeczywiście babka zaczęła się niepokoić i gderać, a stary zapytywał: »Kto tam?« Olga przyniosła swoją koszulę i spódnicę, ubrała Teklę i potem obie cicho, starając się nie stukać drzwiami, weszły do chałupy.
— Ach, to ty? — zamruczała gniewnie babka, domyślając się, kto to wchodzi.
— Och żeby cię raz, wiecznie po nocach się włóczysz... czy niema na ciebie zagłady?...
— Nic to, nic — szeptała Olga, otulając z czułością Teklę. — Nic to.
Znów zrobiło się cicho. W chacie zawsze źle spali; każdemu dokuczało coś natrętnego, zuchwałego: staremu — ból w krzyżu, babce — kłopoty i złość, Ma-