Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

koła której zebrała się już gromada ludzi, spóźnionych z wypłatą. Starosta, Antip Siedielnikow, pomimo swej młodości — miał niewiele więcej nad trzydzieści lat — bardzo był surowy, trzymał zawsze z władzą, chociaż sam był biedny i nieporządnie płacił podatki. Widocznie bawiło go to, że był starostą: podobało mu się uznanie jego władzy, której nie umiał objawić inaczej jak surowością. Na zebraniu gromadzkiem bali go się i słuchali; zdarzało się, że wpadł na drodze, albo przy karczmie na pijanego, wtedy wiązał mu ręce i prowadził do aresztu: raz zaprowadził nawet babkę do izby aresztanckiej zato, że przyszedłszy na zebranie zamiast Osipa, kłócić się zaczęła; przetrzymał ją przez dwadzieścia cztery godzin. W mieście nigdy nie mieszkał i książek nigdy nie czytał, ale niewiadomo gdzie nauczył się różnych mądrych wyrażeń i lubił je używać w rozmowie, zaco go też szanowali, chociaż często nic nie rozumieli.
Gdy Osip ze swą czynszową książką wszedł do chaty starosty, naczelnik, chudy staruszek z długimi, siwymi faworytami, w szarym tużurku, siedział przy stole i zapisywał coś. W chałupie było czysto, wszystkie ściany pstrzyły się od obrazów wyciętych z gazet, a na najwidoczniejszem miejscu obok ikon wisiał portret Battenberga, byłego bułgarskiego księcia. Przy stole stał ze skrzyżowanemi rękami Antip Siedielnikow.
— On, jaśnie wielmożny panie, sto dziewiętnaście rubli — rzekł, gdy nadeszła kolej na Osipa. — Przed Wielkim Tygodniem dał rubla, a odtąd ani kopiejki.
Naczelnik wzniósł oczy na Osipa i zapytał:
— Dlaczego to, bracie?
— O! Niech nam jaśnie wielmożny pan objawi łaskę Boską — zaczął Osip, gwałtownie wzburzony — niech pan pozwoli mówić; zeszłego lata pan Lutorecki mówi: »Osip, sprzedaj siano... Sprzedaj, mówi, sprze-