Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oddaj!
Smagły wójt wydawał się teraz zupełnie czarnym i podobnym był do czarownika; zwrócił się do Osipa i rzekł surowo i prędko:
— Wszystko zależy od komisarza. Na posiedzeniu administracyjnem dwudziestego szóstego b. m. możesz ustnie, lub też pisemnie podać swoje żądania.
Osip nic nie zrozumiał, ale zadowolnił się tem i poszedł do domu.
W dziesięć dni później przyjechał naczelnik, posiedział z godzinę i odjechał. Od kilku dni pogoda była wietrzna, chłodna; rzeka oddawna zamarzła, a śniegu jeszcze nie było i ludzie zamęczali się złemi drogami. Raz, w jakieś święto, przed wieczorem, sąsiedzi zaszli do Osipa na pogawędkę. Rozmawiali po ciemku, ponieważ pracować byłoby grzechem i światła też nie zapalali. Sporo było nowości, dosyć co prawda nieprzyjemnych. I tak, w dwóch, czy trzech domach zabrali drób za zaległości i odstawili go do zarządu włościańskiego, gdzie zdechł, ponieważ nikt go nie karmił; zabrali owce i kiedy wieźli je powiązane, przekładając z fury na furę, jedna z nich zdechła. Zastanawiali się teraz nad pytaniem: kto jest winny?
— Ziemstwo! — mówił Osip. — Któż!
— Naturalnie, ziemstwo.
Obwiniali ziemstwo za wszystko, i za zaległości i za ucisk i za nieurodzaj, chociaż żaden z nich nie wiedział, co to właściwie jest: ziemstwo. Pochodziło to z tych czasów, kiedy bogaci chłopi, posiadający własne fabryki, sklepy i karczmy, byli jakiś czas radnymi w ziemstwie, byli niezadowoleni i odtąd zaczęli wymyślać na ziemstwo w swoich karczmach i traktyerniach. Porozmawiali o tem, że Bóg nie daje śniegu; trzebaby wozić drwa, a tu ani przejść, ani przejechać nie można. Przedtem, przed piętnastu i przed dwudziestu laty, roz-