Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

że musieli ją cucić wodą. Potem wszyscy wstydzili się i było im nieswojo.
Poza tem i w Żukowie miała raz miejsce prawdziwa religijna uroczystość. Było to w sierpniu, kiedy po całym powiecie, ze wsi do wsi nosili Matkę Boską. Tego dnia, kiedy spodziewali jej się w Żukowie było cicho i spokojnie. Dziewczyny wyszły od samego rana naprzeciw świętej ikony, ubrane w odświętne suknie, i wieczorem wnosiły ją w procesyi, ze śpiewami, a jednocześnie za rzeką uderzono w dzwony. Olbrzymi tłum swoich i obcych tamował przejście; hałas, kurz, tłok... Wtedy i stary, i babka, i Kirjak — wszyscy wyciągali ręce do ikony, błagalnie patrzyli na nią i rozrzewnieni mówili z płaczem:
— Orędowniczko, Mateczko! Orędowniczko!
Wszyscy jakby nagle zrozumieli, że jest jakaś łączność między niebem a ziemią, że jeszcze nie wszystko zagarnęli bogaci i silni, że jest możność obrony od krzywd, od niewoli, od ciężkiej, nie do zniesienia nędzy, od strasznej wódki.
— Orędowniczko, Matko! — szlochała Marya. — Orędowniczko!
Odprawili nabożeństwo, zabrali święty obraz i dalej wszystko szło po staremu, i znów słychać było w karczmie ordynarne i pijane głosy.
Śmierci bali się tylko bogaci chłopi, którzy im bardziej się bogacili, tem mniej wierzyli w Boga i w zbawienie duszy i tylko z obawy przed ostatecznym swym końcem, chodzili na nabożeństwo i składali ofiary na światło. Biedniejsi chłopi nie bali się śmierci. Staremu i babce mówili wprost, że za długo żyją i że już im czas umierać. Nie wahali się mówić Tekli w obecności Mikołaja, że kiedy on umrze, mąż jej, Denis, będzie miał ulgę w wojsku i wróci do domu. Marya zaś, nietylko że wcale nie bała się śmierci, ale skarżyła się, że