ktywy gwiazd, gdy my zwolna śród nich płyniemy — wskroś — i jeszcze — i zawsze! Czyliż sam wzrok duchowy nie ma granicy w tych murach złota krążącego we wszechświecie? w murach, które składają mirjady ciał świecących, w niezmierzonej jedności rozlanych.
Widzę oczywiście, że nieskończoność materyi nie jest marzeniem.
Niema w niebie marzeń, ale tu nam dano objawienie, że jedynem przeznaczeniem tej nieskończoności tworzywa jest dostarczać nam źródeł niewyczerpanych, w których dusza może zaspakajać bez końca swoją żądzę poznania, żądzę nigdy niewygasłą, gdyż zagasić ją byłoby to dla duszy unicestwić siebie. Pytaj mnie, Oinosie, swobodnie i bez lęku. Pójdź, ominiemy na lewo promienną harmonię Plejad i rzućmy się w dal na łąki gwiazd, gdzie zamiast bratków, fijołków i renonkułów — znajdziemy warstwy słońc potrójnych i słońc trójkolorowych.
A teraz, Agathosie, płynąc przez ogromy, nauczaj mię. Mów do mnie w tonie swojskim ziemi. Nie zrozumiałem tego, coś mówił o sposobach i drogach Stworzycielu, tego, którego zwaliśmy Stworzycielem