Strona:Archiwum Wróblewieckie - Zeszyt III (plik mały - 1 str. na 1str. pdf-u).pdf/15

Ta strona została skorygowana.

moglibyśmy innego, jak tylko najgorsze powziąć wyobrażenie o owych, jak ich powyżej nazwałem, katylinarycznych egzystencjach, które jako oficjalna awangarda germanizacji zalały świeżo „rewindykowaną” Galicję.
Tak samo jednak, jak owych Niemców nienawidziła Kossakowska i owej sfery społecznej, która najbardziej przesiąknięta kosmopolityzmem, najmniej uczuła rozbicie Polski, a jako najbogatsza w owych dniach smutku i żałoby uczuwała najwięcej potrzeby zaprzątnienia czasu. Sfery te były podówczas przesiąkłe na wskroś francuszczyzną, będącą na salonach lwowskich w modzie i zastępującą coraz bardziej dawny, poczciwy obyczaj peruką, żabotami i złotem haftowanym frakiem. Wiedziała Kossakowska, że pod tą złoconą, świetną łupiną nie znajdzie ziarna, że pod przepychem barw i połysków kryje się próżnia, więc nienawidziła arystokratycznej społeczności ówczesnej. Arystokracja ówczesna której z małymi tylko wyjątkami do liberji i miary brać nie było potrzeba, po owym sejmie pod laską Ponińskiego, co to spiorunowany przemocą gabinetów austriackiego, moskiewskiego i pruskiego i spodlony przekupstwem senatorów i posłów, podpisał i usankcjonował pierwszy rozbiór Polski, zamiast pospieszyć jak to czynili dziadowie nasi do kościołów i tam wypłakać boleści swoje, spieszyła