Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/223

Ta strona została skorygowana.

— Moiro! — charknął jej ojciec, oblewając sobie rękaw, podczas gdy dopijał piątej szklanki. Mówisz jak... jak... — tu wpadał w coraz to ordynarniejszą gwarę — jak miotła, albo też nie wiem co! Ja tego... ja tego... nie ścierpię, powtarzam!
— Myślałem tylko by panią ratować! — wyjaśniłem.
— Juści, i jestem uratowana! — podchwyciła zjadliwie.
— Tak, jesteście uratowani: waćpanna i ojciec waćpanny — rzekł Murray poważnie. — Pułkownik O‘Donnell siebie i wszystko, co posiada, naraził na szwank dla naszej sprawy. Ażeby go zabezpieczyć, należało przedewszystkiem się postarać, by nigdy się nie rozgłosiło, że on brał udział w naszem przedsięwzięciu. Do tego celu można było wybrać dwojaką drogę. Jedną z nich było zatopić Najswiętszą Trójcę z całą jej załogą oprócz was tylko jednych...
Ona krzyknęła w przerażeniu i zasłoniła sobie dłońmi oczy, jakgdyby chciała pozbyć się wyobrażenia, wywołanego temi słowy.
— Drugą drogą wyjścia było usunąć was dwoje stamtąd w taki sposób, ażeby utwierdzić ich w przekonaniu o waszej niewinności. Powiem otwarcie, że pierwsza droga była łatwiejsza. Jednakowoż przeważył głos ludzkości.
Jakże on zręcznie ułożył to ostatnie zdanie!
— A co waćpan powiesz o tej ludzkości, która zbroczyła krwią pokład Najświętszej Trójcy? — odpowiedziała Moira. — I to wy stawiacie Hiszpanów za przykład przewrotności i okrucieństwa! Nie wierzę ani słowa z tego, co powiadacie. Nie będę wierzyła nikomu z tych, którzy tu przebywają. Wszyscyście skalani jednakowym występkiem.
— Panno Najświętsza, miej mię w Swej opiece! — jęknął O‘Donnell. — Słyszałże kto kiedy, by coś podobnego mówiła córka o swym rodzonym ojcu? Cieszę się, że matka, która cię urodziła...
Piotr pochylił nad stołem swój olbrzymi kadłub.
— Nie gadaj-sze już waćpan więcej — nakazał Irlandczykowi. — Neen, ja teraz mówię! Panieneczko, Bob i ja nie poszliśmy z własnej ochoty za Murrayem. On nas zmusił. Ja. On ma nas pod swą władzą. On ma włacę nad

211