Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/279

Ta strona została skorygowana.

ciwnika spokojnie i po długim przeciągu czasu, niż dawać mu równą sposobność do rozdarcia mi gardła.
Piotr chrząknął.
— Czy co powiedziałeś? — zapytał Murray grzecznie.
Neen, nie powieciałem nic. — Ale sącę... sącę, sze dobsze bęcie, jeszeli waszmość capniesz Konia morskiego i sam wyjciesz cało. Jeszeli nie uda ci się jedno i drugie, to nic z tego, sze jedno ci się powiecie, neen!
Dziadek podniósł lunetę i rzekł:
— Doskonale określiłeś, Piotrze, jedną z zasadniczych reguł powodzenia w każdem przedsięwzięciu. Kapitan Flint lepiej się spisuje, niż przewidywałem. Widocznie dzięki jakowejś opaczności naszego ustawicznego niepowodzenia ma on tam koło wyspy bardziej stały wiatr, niż my tutaj. Aha! Słyszę szczekanie Coupeau.
Obłok dymu potoczył się na tył pokładu, gdy huknęła długa osiemnastka, stojąca na sztymborcie forkasztelu. Kula wyrzuciła fontannę wody o parę stóp od Konia morskiego który teraz płynął równolegle z nami. Flint odpowiedział jedną ze swych dwunastek, ale kula padła za blisko. Nasze działo znów huknęło, a tym razem kula odbiła się od powierzchni wody i trzasnęła w kadłub Konia morskiego.
— Dobrze — zauważył mój dziadek — ale trzeba nam teraz celnego uderzenia w reję.
Coupeau tyle tylko dokazał, że dwa następne pociski poszły za wysoko i rozbryzgały wodę poza celem. Ale dłużej już nie dano mi przyglądać się wynikom jego palby, gdyż za piątym strzałem wyszła na pokład Moira O‘Donnell, otwierając szeroko oczy z przerażenia.
— Zaprawdę, przyrzekłeś mi aść, panie Bob, dopiero przed paru minutami, że nie zostawisz mnie samej, jeżeli znów rozpocznie się walka — uczyniła mi wymówkę.
— To nie walka — odpowiedziałem.
— A jakże, staramy się tylko zapędzić tych drabów do brzegu — zapewnił ją Murray. — Oni nie mogą nas dosięgnąć z tej odległości.
Ona przyjrzała się wątpiącem okiem tej scenie i niezbyt była skłonna dawać nam wiarę.

267