— Bynajmniej — odparł Flint. — Darby, jesteś mojem szczęściem i opatrznościowym chłopcem, ale wytrzepię ci plecy harapem, jeżeli będziesz wywoływał burdy!
— To on chciał wywołać burdę — odpowiedział Darby w zacietrzewieniu. — Czyż on nie ubliżył pannie O‘Donnell? Dalipan, jestem Irlandczyk, jej ziomek, i zabiję każdego szubrawca, który jej da powód do płaczu... choćby to był niewiem kto!
— Powoli, bratku, — upomniał go Flint. — Cóż to takiego Billu?
— A niechże będę skończonym draniem, jeżeli wiem, czemu tak ją wyróżniają — huknął Bones. — Jestem sztorman... a jeśli...
Krwią nabiegłe oczy Flinta wpatrzyły się weń prawie taką samą bezzwłoczną mocą, jaką często, bywało Murray poskramiał swą załogę.
— Powinieneś mieć więcej rozumu w głowie, Billu, — ozwał się spokojnie. — Przed chwilą właśnie Długi Jan doniósł mi, że załoga zażądała zwołania wiecu, a Bóg wie, co tam knuje Allardyce i jego szajka. Ty zaś chcesz targnąć się na paragraf czwarty! U licha! Wiele zarzutów miałem przeciwko Andrzejowi Murrayowi, ale jeden z jego postępków uważam za najmądrzejszą rzecz, na jaką zdobył się jakikolwiek harnaś (zresztą przed nim uczynił to już Bart Roberts)... jest to zaś paragraf czwarty.
— Kobieta jest zdobyczą tak, jak i skarb — mruczał Bones.
— O nie! kobieta nie jest zdobyczą — ale przeszkodą. Wiesz, co się dzieje, gdy na statku korsarskim są kobiety. Powstaje zazdrość, bójki i leje się krew, jak w bitwie. Nie możemy sobie pozwalać na utratę więcej ludzi, Billu. Z całej drużyny okrętowej pozostało jedynie stu pięćdziesięciu ludzi...! Zapowiadam, że od dnia dzisiejszego wrzucę w morze każdego, kto porwie się do noża.
— Dobrą rzecz uczynisz — rzekł Bones.
— Będziemy nad tem czuwali. W każdym razie nie pozwolę na bójki o kobietę.
I spojrzał złowrogo.
— Rzuciłbym tę dziewkę w morze, gdyby nie to, że przez nią mogę odnaleść skarb, ukryty przez Murraya.
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/331
Ta strona została skorygowana.
319