Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/364

Ta strona została skorygowana.

będą wszyscy okrętnicy. A le właśnie teraz przyszło mi na myśl, że nikt z nas nigdy nie zapytał jeńców, ile to czasu zajmie wykopanie skarbu Murraya. Przeto ośmielam się wam podsunąć myśl, byśmy ich tu przyciągnęli na górę i wzięli na spytki. Nie powinno tak być, żeby jeńcy mieli siedzieć, jak mruki, na co pozwalał im Flint. Był-ci dobrym kamratem nasz Flint, ale zdaje mi się, że nadużywano nieco jego pobłażliwości.
Dostrzegłem, iż Bones zwolna przejechał językiem po wargach, mrugając jednocześnie oczyma. Myśl ta przypadła mu do smaku; tak samo i załodze.
— Przyprowadźcie ich — nakazał Bones. — Długi Jan ma rację.
— Tak, przyprowadzić ich tutaj — zawołała załoga. — Niech potańczą.
Bystre, lśniące jak polerowany agat, oczy Silvera prześliznęły się po kręgu dzikich twarzy i spoczęły na zalanem obliczu Bonesa.
— Pobiegnij na rufę, Darby, — przemówił, — i sprowadź nam jeńców. Jest tam piękna dziewczyna.
— Jej... jej... nie przyprowadzę! — odpowiedział Darby ociągając się.
— Tak, ją właśnie! — rzekł na to Silver z lekką emfazą i wyciągnąwszy rękę, ścisnął silnemi palcami ucho Irlandczyka. Darby wrzasnął z bólu i chciał znów protestować, ale Silver przerwał mu jednem bezlitosnem słowem:
— Chybaj!
— Przyprowadź tę dziewczynę, chłopcze — burknął Bones, — albo zakosztujesz tortur.
Darby ruszył ku nam zalewając się łzami. Widzieliśmy jak powoli przebijał się przez ciżbę. Jeden z ludzi go kopnął. Biedny Darby! Był on ulubieńcem Flinta, a w każdej załodze bywają tacy, którzy nienawidzą to, co miłe kapitanowi.
Spojrzałem na Piotra, an zaś odpowiedział niemym wyrazem, kryjącym w sobie smutne przypuszczenia.
— Możeby dać nura w wodę? — przemówiłem.
Moira odezwała się z za naszych pleców: