Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

— Ja sama będę sędzią swych postępków! — odcięła się wyniośle, jak wprzódy. — A jeżeli jest tam mój ojciec, tedy nie może mi się stać nic złego.
— O ile on tam się znajduje — rzekłem. — Ale mam wątpliwości, czy pani nie pomyliła się co do jego zamiarów.
— Nie, nie — odparła stanowczo. — Słyszałam, jak on z nimi o tem rozmawiał. Ale być może waćpan masz słuszność, a ja nie będę na tyle niewdzięczna, bym miała drwić z życzliwej rady uprzejmego cudzoziemca. Gdy dojdziemy do gospody, Juan wejdzie do środka, a ja pozostanę na dworze. Jednak muszę się przejść gdziekolwiek, bo nogi mi się roztrzęsły od ciągłego kołysania się okrętu, a jutro wraz ze zmianą odpływu wyjedziemy znów na pełne morze. Odtąd już przez wiele tygodni nie będę miała sposobności, by stąpić nogą na suchy ląd.
— Jeżeli pani pozwoli, to poprowadzę was ku gospodzie pod Głową Wielorybią — zaofiarowałem się. — Właśnie sam idę w tym kierunku.
— Wielka to uprzejmość z pańskiej strony; oczywiście że z niej skorzystam — odpowiedziała nieznajoma. — Mogę być jedynie panu za to wdzięczna.
I wydała po hiszpańsku jakiś rozkaz, na który wystąpił z ciemności podoficer, zwany przez nią Juanem, oraz jeden z jego podkomendnych. Ci przyłączyli się do nas i ruszyliśmy wzdłuż jednolitego szeregu sklepów.
— Czy pani ma przed sobą daleką podróż? — odważyłem się zapytać.
— Najlepiej, niech pan sam sobie na to odpowie — zawołała. — Stąd na Florydę, a stamtąd dalej do Havany i do innych miast Morza Hiszpańskiego.
— To też pani niezadługo nie będzie potrzebowała uskarżać się na brak przygód — powiedziałem. — Niewielu jest mężczyzn, a cóż dopiero dziewcząt, wybierających się w podróż tak odległą.
— O panie łaskawy, właśnie o tem lubię myśleć! Omal nie oszalałam z radości, gdy ojciec przybył do klasztoru i odebrał mnie zakonnicom. Dopóki nie poczułam pokładu okrętowego pod moją stopą, nie chciało mi się wierzyć, że naprawdę jestem wolna!

29