Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/84

Ta strona została skorygowana.

wielkim palcem na drzwi sypialni, leżącej naprzeciw onej kabiny, gdzie spałem był razem z Piotrem) — jest rodzonem wujem pańskim, a kiedyś gdy się paniczowi spodoba, możesz panicz być równie tak wielki. Dalibóg, jabym się nie wahał, co mam zrobić!
— Czy myślisz sobie, że piraci nigdy nie pracują? — zagadnąłem.
Na to mina mu nieco zrzedła.
— Och, pracy tu wszędzie, gdzie tylko się ruszyć — bodaj ją licho wzięło! Wciąż ino: Darby, mógłbyś nam pomóc! — albo: Darby, trzymaj tę linę! — albo też: Darby, przynieś mi kubek rumu! Wciąż tylko Darby i Darby — jak noc długa!
Znów mu się twarz rozjaśniła:
— Ale będę miał własny kordelas i dwa pistolety za pasem, a mówią mi, że mam nielada szczęście.
— Nielada szczęście? Czemuż to?
— Juści, to chyba przez te włosy. Flint — ten, co to zwykle żegluje z tą załogą — ma upodobanie do rudowłosych chłopaków. Tacy, jak ja, przynoszą mu szczęście... tak mi zaręczano... a Długi Jan...
— Kto taki?
— Długi Jan... oczywiście pan Silver — ten kuternoga, z którym gadaliśmy wczora na brzegu — powiada, że zdobędę sobie wielkie łaski u Flinta.
Na obraz, wywołany w mej pamięci przelotną wzmianką Darbego, mimowoli roześmiałem się z własnej głupoty. Wczoraj rano, o tej godzinie, pracowałem gorliwie w kantorze przy ulicy Perłowej. Od tego czasu ileż zdarzyło się wypadków! Odtwarzałem sobie w myśli całą wyprawę na pocztowy statek brystolski, przygodną rozmowę z jednonogim marynarzem... jakże zręcznie ów mnie nabrał i, co więcej, wciągnął Darbego do swych knowań!... a to spotkanie z młodą Irlandką...
Na tem przerwałem wątek swych rozważań. Myśl o Moirze O‘Donnell była mi niemiłą, gdyż nie mogłem z duszy wykorzenić podejrzenia, że ona musiała być w pewnej mierze wplątana w intrygi, jakie knuł jej ojciec w porozumieniu z moim ciotecznym dziadkiem.

72