Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

dusza zapragnie. Na własnym swoim okręcie ma na usługi zastęp czarnych niewolników, poubieranych w liberje, jak na dworze wielkich panów. Pst!
Tu głos jego przeszedł w szeptanie.
— To człek straszny, nieszczęsny, tak, panie Bob! Nie chciałbym mieć go wujem nawet za wszystkie złote uncje, o których Długi Jan cięgiem mi opowiada! Nie, nie! Wolę żeglować z Flintem. Jakie on ma oko... i ten głos pieszczony i spokojne obejście! A tak jest skory podciąć komuś gardło lub wrzucić kogoś do morza, jak Flint — ba, nawet i bardziej skory! Aż mnie ciarki przechodzą, gdy na niego patrzę. Flint zasię, jak powiada Długi Jan, jest całkiem inny. Będzie-ci on chlał rum z pierwszym z brzega, a jeżeli dybie na czyjeś życie, to człek nie ma co do tego żadnych wątpliwości; kląć przytem potrafi lepiej od Billa Bonesa.
— Zdaje mi się, że nie doświadczyłeś żadnych trudności w tem, by się spoufalić z nowymi kamratami — zauważyłem.
— Zawdzięczam to swojej głowie — odparł Darby niezbity z tropu. — Jak panu mówiłem, ona przynosi szczęście.
— Nie mnie, — wtrąciłem z przekąsem.
— Nie bądź waszmość zanadto hardy — rozjątrzył się chłopak. — Zapewne odbędziemy razem dalekie podróże, ja zaś jestem waszym przyjacielem, panie Robercie, bo pan nie należałeś do tych, którzy znęcali się nade mną w kantorze.
— Hm — rzekłem. — Jeszcze zobaczymy. Ale gdzie jest on, jak ty się wyrażasz?
— Śpi jeszcze w łóżku. Bo też doprawdy czuwał aż do świtu, lawirując brygiem pomiędzy mieliznami zatoki.
— Czyśmy już wydostali się na pełne morze? — A jakże! jużeśmy minęli tę, jak tu ją przezwali, Mierzeję piaskową. Przed sobą mamy ino rozległy ocean.
— W takim razie wychodzę na pokład — odpowiedziałem. — Nadsłuchuj tam, Darby, od czasu do czasu, co się dzieje u pana Corlaera. Jeżeli mu się będzie chciało jeść, przynieś mu tej czekolady.

74