Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

stał się nagle poważny i dziwnie wzruszony. — Bo nad całą Europą znowu rozgorzała rewolucya i prawdopodobnie na karki nasze spadnie nowych dwadzieścia lat wojny!
— Co pan mówi? — przerwałem zdumiony.
— Napoleon umknął z Elby! — wybuchnął z uniesieniem stary żołnierz. — Oczywiście zbiegły się do niego wszystkie dawne wojska, a król Ludwik musiał ratować się śpieszną ucieczką. Wiadomości te przywieziono do Berwick dziś rano.
— Wielki Boże! — krzyknął ojciec z prawdziwą rozpaczą. — Więc te krwawe dzieje rozpoczną się znowu?! Wieczna wojna?!
— Tak, panie — oznajmił major uroczyście. — Myśleliśmy, że Cień ów znikł z nad naszych głów na zawsze, a oto ukazał się znowu. Wellington otrzymał już rozkaz opuszczenia Wiednia i udania się do Niderlandów. Przypuszczają, że cesarz tam przedewszystkiem skieruje swe siły. Zły wiatr powiał nad naszą ziemią, wiatr, który nie wróży nic dobrego. Ja zaś otrzymałem przed chwilą zawiadomienie, iż odkomenderowano mię do 71-go pulku w randze starszego majora.
Ostatnie słowa wymówil z widoczną dumą, ja zaś uścisnąłem serdecznie dloń poczciwego żolnierza, bom wiedział, jak go kosztowala dotychczasowa rola inwalidy, ciężaru społeczeństwa.
— W jaknajkrótszym więc czasie muszę odjechać do pułku, a tam, po tamtej stronie morza,