Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne, — odparł rycerz. — Dobrze mi jest.
Hamlet patrzył mu w twarz spokojnie i badawczo.
— Szukasz i ty wciąż rzeczy, której znaleść nie możesz i gonisz dalej, bo jej nie znajdujesz.
— Nie szukam. Nie gonię. Chwytam to, co mi życie daje.
— Puhary od ust odrzucasz, bo się mętów na ich dnie obawiasz; uciekasz wiecznie przed przesytem — a to widmo idzie za tobą i — kto wie? może nawet wciąż przy tobie jest, za rękę cię trzyma i pogląda w oczy — — ?
Don Juan słuchał tych słów niechętnie, z pochyloną głową i chmurnie namarszczonemi brwiami. Zdało się, że budzą one w nim jakąś myśl, która rzeczywiście jak czarny ptak krążyła często około jego czoła i odganiana znów powracała — czasem w samotności, a często wśród biesiad przy dźwięku kielichów i podczas zachwytów obłędnych na łonie kobiet, których pragnął wczora, a posiadając dzisiaj czuł, że jutro niczem mu już będą... I teraz na rozłogu obszernym przed murami Saragossy usłyszał nagle łopotanie skrzydeł tego czarnego ptaka — i zląkł się a zawstydził, czując, że widzą go