Strona:Banasiowa (Konopnicka) 12.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I takeście do Lwowa przywędrowali?
— A gdzieby ja tam do Lwowa, proszę łaski pani! Abo mnie to Lwów co da, abo i pomoże? To tam młodym dobrze ubiegać po świecie i pod wiater dmuchać, ale nie na moje lata! Ino, że tu dzieci mam, niby córkę, co za goździarzem we fabryce je... A jakże! To jak mnie ta święta ziemia zaczęła do siebie wołać, takem do nich na śmierć ściągła. Zawszeć to u swoich lżejsze umieranie. Nie daj, Boże, ciężkiego konania, to choć słomy na izbie rozcielą i tej duszyczce z grzesznego ciała wyjść dospomogą.
— I dobrze wam u dzieci?
— A cóż? Dobrze. Staremu wszędzie dobrze, bo już od złego nie ubiega. Ino, że mi się tak nie wyszykowało, jakem sobie umyśliła.
— I z czemże wam się tak nie wyszykowało?
— Ano, niby z tem umieraniem, proszę łaski pani. Tu na śmierć do dzieci ściągłam, a tu precz żyję, taj żyję. Pecherzynka się, ot, taka widzi, co to dmuchnąć i tyla, a tu takie twarde życie we mnie, co niech ręka boska broni! Ze samego początku, to tam kramu żadnego, chwalić Boga, nie było. Zameldowali mnie pięknie, ładnie; bywało, zięć na robotę do fabryki idzie, córka się po stancyi kręci, a ja wedle pieca siądę, pierza sobie, com ta miała zebranego poduszczynę, drę, pacierz mówię i onej ostatniej godziny czekam. Czekam miesiąc, czekam dwa, nic. Aż mnie coś przenika z tego czekania. Tak przychodzi raz w niedzielę stróż i powiada: A wy, Pietrze, — niby, że to zięciowi Pietr ze chrztu świętego — matce kartę-pobyt szy-