Strona:Banasiowa (Konopnicka) 19.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

strychu śpiący, jako ten wróbel pod strzechą... Toż ta Pan Bóg Przenajświętszy już ze mnie wybrał ten pobyt i rodzeniem i żałością i pracą ciężką i głodem i krwawym płaczem i onemi mogiłkami ze żółtego piasku...
Zamilkła, a po jej wyschłej twarzy leciały wielkie łzy, w jasności słonecznej złote, jedna drugą strącając. Zapadłe wargi drżały niedomówionemi słowy, a stara głowa trzęsła się bezmocnie... Zaprawdę, Bóg wybrał już z tej istoty ludzkiej opłatę za »pobyt« do ostatniego szeląga.
— I cóż? — spytałam z cicha, gdy się uspokoiła nieco.
— A cóż! Musiałam zapłacić. Pięć papierków, pani moja, jak lodu. A jakże! Jeszcze mi Pietr pół papiera ze swoich dał. Co było na pochów, poszło... Niech im ta Pan Bóg Przenajświętszy nie pamięta! A to i oni, chudziątka niewinni, ino, że takie prawo je... niby przykaz taki...
— I teraz handlujecie?
— Gdzie ja ta, proszę łaski pani, handluję! Przedałam onę poduszczynę, papiera mi za nie dali i złoty przez pięciu groszy, to zara dwa złote poszło na nową kartę-pobyt, niby od kwartału, a z reszty tak oto człowiek grosza dogania, coby aby w te kary znów nie popaść. A co? Jak takie twarde życie we mnie je, to może jeszcze i ten rok płacić będzie trzeba...
Zapatrzyła się przed siebie, podniósłszy wysoko brwi siwe, wypełzłe i chwiała głową na obie strony jakby w wielkiem zadumieniu nad porządkiem świata...