Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.
148
Chata wuja Tomasza

— Ma dwoje.
— Mnie się zdaje, że ona także musi cierpieć z powodu rozdziału z niemi.
— Bardzo być może; ależ nie sposób mi było wozić z sobą jej czarnych potworków i codzień na nie patrzeć. Przytem wiele zabierałyby czasu samej Mami; a jednak wiem dobrze, że dotąd o nich nie zapomniała. Nie chce pojąć drugiego męża, i jestem przekonana, że choć wie, jak mi gwałtownie jest potrzebną przy mojem osłabieniu, gdyby mogła, jutroby pewnie uciekła. Otóż tacy są oni wszyscy, żadnego nie mają przywiązania.
— Smutno pomyśleć, jaka to czarna niewdzięczność! — wtrącił pan Saint-Clare.
— Panna Ofelja spojrzała na niego z uwagą i dostrzegła na twarzy jego ślady ukrytego przykrego uczucia, a na ustach wyraz jadowitego szyderstwa.
— Gdybyś widziała, jak ja tę Mami pieszczę! — ciągnęła dalej Marja, zwracając się do panny Ofelji. — Radabym była, żeby która z waszych pokojówek na północy zajrzała do szafy z jej garderobą, czego tam u niej nie ma: suknie jedwabne, muślinowe, a nawet jedna z prawdziwego batystu. Nie uwierzysz pani, że niekiedy całe godziny traciłam nad wyborem jednego z jej kapeluszy, gdy się zdarzyła potrzeba zabrania jej z sobą dokądkolwiek. Postępuję z nią łagodnie; przez cały czas, jeśli się nie mylę, tylko dwa razy otrzymała chłostę. Każdego dnia ma mocną herbatę albo kawę słodzoną. Jest to w istocie bardzo niepotrzebne pobłażanie; ale proszę tu dać radę, kiedy Saint-Clarowi chce się koniecznie, żeby nasza służba żyła po pańsku; otóż i żyją, jak im się podoba — a to właśnie dlatego, żeśmy ich zepsuli pieszczotami i zrobili przez to jakiemiś moralnemi półpotworami. Nieraz były między nami o to gniewy; ale obecnie mam tego dosyć.
— I ja mam tego dosyć — dodał pan Saint-Clare, zabierając się do czytania gazety.
Śliczna Ewunia stała przez cały ten czas, słuchając ze skupioną uwagą słów matki. Nareszcie podeszła z cicha do krzesła i drobniutkiemi rączkami objęła ją za szyję.
— A cóż tobie, Ewuniu? — zapytała matka.
— Mamusiu, pozwól mi pobyć przy tobie przez jedną nockę, tylko przez jedną. Sądzę, że mi się uda nie rozdraźnić twych nerwów, ani nie zasnąć. Mnie się często zdarza, że przez całą noc nie zamknę oczu i ciągle coś myślę.
— Ach, ciągłe dziwactwa, zawsze powiesz jakieś głupstwo! — rzekła Marja. — Jesteś doprawdy nieznośna!
— Pozwól, pozwól, droga mamusiu; mnie się zdaje — dodała z nieśmiałością, — że Mami nie całkiem zdrowa; przyznała mi się niedawno, że w tych dniach cierpi ciągle na ból głowy.
— Otóż to, ciągle jakieś wymysły! Mami taka sama jak wszyscy czarni, dla jakiegoś głupiego bólu głowy, dla rozcięcia palca nożem, Bóg wie co gotowi wyrabiać; nie trzeba przytakiwać ich dziwactwu, nigdy! Wzięłam to sobie za prawidło. Obaczysz pani, — dodała, zwracając