Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.
188
Chata wuja Tomasza

— Podaj ciastka — rzekła Dina. — Pani ci za nie zapłaci.
Panna Ofelja wybrała dwa tuziny ciastek.
— Tam na pułce w rozbitym dzbanku są bilety, — rzekła Dina. Jacuś, wleźno i podaj je.
— Bilety? a do czego one? — spytała panna Ofelja.
— Kupujemy bilety u jej pana, a ona daje nam za bilety ciastka i bierze je z powrotem.
— A oni, gdy przyjdę do domu, przeliczają marki i pieniądze, i jeżeli się nie zgadza, biją mnie na śmierć.
— Postępują z tobą, jak zasługujesz, — rzekła pokojówka — a dlaczegoż przepijasz ich pieniądze? O, pani, jak ona okropnie pije!
— I nie przestanę pić, bo nie mogę żyć inaczej, przynajmniej na chwilę zapominam o mojem nieszczęściu!
— To jest bardzo brzydko okradać swego pana i za skradzione pieniądze szukać tak zwierzęcej uciechy, — rzekła z oburzeniem panna Ofelja.
— Tak, być może, że to źle; jednak nigdy pić nie przestanę. O! gdyby Bóg zesłał mi śmierć, skończyłyby się wszystkie moje cierpienia! — Stara zwolna się podniosła, postawiła koszyk na głowie, a rzucając złośliwym wzrokiem na śliczną pokojówkę, rzekła:
— Ty sądzisz, żeś bardzo ładna z temi kolczykami, zadzierasz nosa, z góry patrzysz na biednych, a zapominasz, że i ty, gdy pożyjesz, staniesz się taką, jak ja; będą cię tak samo bić. Przyjdzie i na ciebie kolej i zobaczymy wówczas, czy nie zaczniesz pić; do djabła! he, he, zobaczymy! — i wyszła, śmiejąc się złowrogo.
— Odrażające stare bydlę! — rzekł Adolf, wchodząc do kuchni po ciepłą wodę do golenia pana. — O! gdybym ja był jej panem, nie takbym ją siekł!
— Tegobyś uczynić nie mógł — odrzekła Dina — jest bowiem tak zbita, że ani sukni zapiąć nie może.
— Nie powinni posyłać podobnych istot do porządnych domów. Co myślisz o tem, panie Saint-Clare? — rzekła Janina, przymilając się Adolfowi.
Adolf między wielu innemi rzeczami swego pana przywłaszczył sobie także jego imię i podpis. Mieszkańcy Nowego-Orleanu nazywali go panem Saint-Clare.
— Jestem zupełnie twojego zdania, panno Benoir.
Benoir nazywała się pani Saint-Clare z domu, Janina była jej pokojówką.
— Czy wolno się zapytać, żali kolczyki te będziesz miała na jutrzejszym balu?
— Zanadto jesteś zuchwały, panie Saint-Clare, — rzekła Janina, potrząsnąwszy swą śliczną główką. — Nie będę tańczyła przez cały wieczór, jeżeli będziesz stawiał podobne pytania.
— O! nie będziesz tak okrutną! Chciałbym tylko jeszcze zapytać czy ubierzesz się w swoją prześliczną, tarlatanową, różową suknię?
— Co, co takiego? — spytała Róża, również mulatka, pełna życia, zbiegając lekko ze wschodów.