Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
214
Chata wuja Tomasza

— A to co? I ty śmiesz jeszcze utrzymywać, żeś nie wzięła wstążki? — zawołała panna Ofelja.
Topsy przyznała się, że rękawiczki ukradła, ale wstążki wcale nie widziała...
Słuchaj, Topsy — rzekła panna Ofelja — jeżeli się przyznasz, to nie każę cię bić.
Zagadnięta w ten sposób Topsy, przyznała się do podwójnego złodziejstwa i tonem płaczliwym przyrzekła poprawę.
— Zobaczymy!... Mów teraz prawdę! Jestem pewną, żeś musiała ukraść dużo innych rzeczy od czasu, jak jesteś u nas; wczoraj za wiele pozwoliłam ci biegać. Jeżeli co jeszcze wzięłaś, przyznaj się, a tym razem ci przebaczę.
— Ach, pani, wzięłam te piękne czerwone korale, które panna Ewunia nosiła około szyi.
— Ach, obrzydliwe stworzenie! i co jeszcze więcej?...
— Jeszcze czerwone kolczyki, które miała Róża...
— Przynieś to wszystko natychmiast!
— Pani, nie mogę, spaliłam je!
— Spaliłaś?... Kłamiesz! Przynieś je natychmiast! Czy słyszysz? Inaczej każę cię siec!
Topsy upewniała ze łzami, że nie może tego uczynić, ponieważ wrzuciła w ogień i wszystko się spaliło.
— I dlaczegoś spaliła? — spytała panna Ofelja.
— Ponieważ jestem zła; tak, dlatego że jestem zła, bardzo zła, — nie mogę się od tego powstrzymać.
Przypadkiem weszła w tejże chwili Ewunia do pokoju, o niczem nie wiedząc, i miała na szyi sznurek korali.
— Gdzieś znalazła, Ewunio, swój naszyjnik? — spytała panna Ofelja.
— Jakto, gdziem znalazła? Ja go noszę ciągle — odpowiedziała Ewunia.
— A wczoraj, czyś go miała na sobie?
— Tak, ciociu, i co jeszcze zabawniejsze, zapomniałam go zdjąć, spałam więc w nim całą noc.
Panna Ofelja nie mogła pojąć, co się z nią dzieje! Wtem i Róża weszła, niosąc na głowie kosz ze świeżo wyprasowaną bielizną i dzwoniąc swemi koralowemi kolczykami.
— O mój Boże! nie wiem co począć z tą dziewczyną? Panie, miej litość nade mną! Dlaczegoś mi powiedziała, żeś to wszystko skradła, Topsy?
— Pani kazała mi przyznać się do czegokolwiek, a nie mogłam do niczego więcej — odpowiedziała Topsy, trąc oczy.
— Nie mówiłam ci przecież, abyś się przyznawała do tego, czegoś nie zrobiła — mówiła panna Ofelja. — To jest kłamstwo, tylko innego rodzaju, zawsze jednak kłamstwo!
— A do czegoż mam się przyznać? — odpowiedziała Topsy z prostotą.
— To kłamliwy ród! — zawołała Róża, rzucając pełne pogardy