Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.
226
Chata wuja Tomasza

czytał go i odczytywał i długo się naradzał z Ewunią, czy nie byłoby dobrze ślicznie go oprawić i zawiesić na pamiątkę na ścianie; lecz trudność wystawienia na widok obu stron, była jedyną przyczyną, dla czego projekt nie przyszedł do skutku.
Przyjaźń Tomasza i Ewuni z latami ciągle wzrastała, tak że trudno było powiedzieć, jakie ona miejsce zajmowała w czułem i wiernem sercu Tomasza. Kochał Ewunię, jako istotę słabą, delikatną, a zarazem oddawał pewien rodzaj czci jej anielskiej dobroci. Najwyższą rozkoszą Tomasza było uprzedzać niewinne fantazje, tysiące drobnych chęci, które zwykle tworzą kolorową tęczę dziecięctwa. Zrana wyszukiwał starannie na rynku najrzadsze, najpiękniejsze dla niej kwiaty; wybierał najkosmatsze brzoskwinie, złotawe pomarańcze, aby po powrocie do domu ofiarować je małej Ewuni, która czatowała u drzwi na swego starego przyjaciela. O! z jakąż rozkoszą patrzał Tomasz na rozpromienioną od radości twarzyczkę dziecięcia, gdy melodyjnym głosem pytała go: wuju Tomaszu, cóż mi dziś przynosisz?
Ewunia umiała też być wdzięczną. Choć była tak jeszcze małem stworzeniem, czytała jednak już doskonale; muzykalne jej ucho i żywy, poetyczny umysł, wrodzona sympatja do piękna i dobra nadawały jej głosowi, gdy czytała, jakiejś tajemniczej potęgi, do głębi poruszającej serce Tomasza. To też często czytywała mu Żywoty Świętych Pańskich, a cudowne przykłady miłości ku Jezusowi i gorące pragnienie nieba napawały błogiem uczuciem tak Ewunię jak i Tomasza.
Było upalne lato. Ktokolwiek miał środki po temu, opuszczał duszne miasto i wyjeżdżał na świeże powietrze. Niemniej i pan Saint-Clare wybrał się z całym swoim domem do uroczo nad jeziorem leżącej wili Pontchartrain (czytaj: Ponszartren).
Było to prześliczne, w guście indyjskim zbudowane mieszkanie, z werandą z bambusowego drzewa, wpośród wonnych ogrodów i parków. Wielki salon, gdzie się zbierała cała rodzina, wychodził na ogród, w którym rosły prześliczne rośliny podzwrotnikowe; pośród tej wspaniałej roślinności wiły się kręte drożyny, wiodące do samego jeziora, którego srebrne fale tworzyły czarujący widok, ciągle nowy, a coraz cudniejszy.
Promienie zachodzącego słońca roznieciły po niebie krwawe łuny, odbijające się w zwierciadle jeziora a tworzące na dnie jego różowy drugi firmament; po nim jak duchy skrzydlate sunęły gondole o białych żaglach; gwiazdki kąpały się w toniach jeziora, drżąc od lekkich poruszeń fal. Tomasz i Ewunia siedzieli w altanie na kanapie darniowej. Ewunia miała na kolanach otwartą książkę i czytała.
Nagle spojrzała na jezioro i zawołała:
— Czy widzisz Tomaszu, całe niebo tonie w płomieniach...
— Prawda Ewunio.
— I gdzież jest niebieskie Jeruzalem?
— Wysoko nad nami, nad gwiazdami i nad tą zorzą wieczorną.
— Tam Aniołowie tron Boży otaczają i chwałę Jego głoszą, śpiewając Mu: święty, święty, święty!...
— Tak, Ewunio, tam jest szczęście, jakiego my tu na ziemi nie