Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.
240
Chata wuja Tomasza

— Kochanie moje, tobie lżej teraz? nieprawdaż, wszak ci lepiej?
— Ojczulku — rzekła Ewa — od dawna chciałam ci wiele powiedzieć; powiem ci teraz, póki mi siły starczą.
Saint-Clare zadrżał, Ewa usiadła na kolanach ojca, a kładąc główkę na piersiach jego, mówiła dalej:
— Nie mam potrzeby przed ojczulkiem dłużej taić. Zbliża się chwila, w której was pożegnam i już nigdy do was nie wrócę! — Ewa westchnęła.
— Co ci to, moje drogie dziecię? — spytał drżącym głosem, lecz wesołość udając; — tyś nerwowa, upadłaś zupełnie na duchu, nie oddawaj się tak smutnym myślom. Patrz, jaką ci kupiłem statuę!
— Nie, mój ojcze — rzekła Ewa, zlekka usuwając podarunek — nie łudź siebie. Mnie nic nie lepiej; czuję, że niedługo pozostanę z tobą. Wcale nie jestem nerwową, wcale nie straciłam energji i niczego się nie lękam. I gdyby nie ty, drogi ojcze! I nie ci, których całem sercem kocham, byłabym bardzo szczęśliwą! Ja tęsknię do nieba, muszę tam iść, tam mnie wołają!...
— Co ci się stało, dziecię moje? Czemu się smuci twoje serduszko?... Tu masz wszystko, co może cię uczynić szczęśliwą.
— Tam w niebie lepiej. Tu wiele, o! bardzo wiele mię zasmuca. Idę do nieba... a jednak żal mi was porzucić...
— Powiedz, cóż cię tak zasmuca?
— To, co tutaj zawsze się działo i dzieje. Żal mi naszych biednych sług. Oni mnie kochają i wszyscy są tacy dobrzy dla mnie: pragnęłabym, aby wszyscy byli wolni.
— Dlaczego, moje dziecię? Czy sądzisz, że im u nas źle?
— Nie myślę tego, lecz jeżeli ciebie, drogi ojcze, spotka nieszczęście, cóż się z nimi stanie?... Czy dużo takich ludzi, jak ty, kochany ojcze? Stryj Alfred nie taki i mama nie taka. Przypomnij tylko sobie, jakich państwa miała biedna Pru. Jak okropne rzeczy ludzie mogą robić i robią... i Ewa zadrżała.
— Miłe dziecię, tyś nazbyt wrażliwa. Żałuję, żem pozwolił ci słuchać podobnych opowiadań.
— Ach, to mię tylko zasmuca, drogi ojcze... Ty się troszczysz tylko o to, abym była szczęśliwa, żebym nie znała smutku, nigdy nie cierpiała, a nawet nie słyszała smutnych opowiadań wówczas, kiedy tylu biednych ludzi w nieszczęściach i troskach pędzi życie. O! drogi ojcze, to za wiele miłości własnej. Ja powinnam wiedzieć o tem wszystkiem, aby mieć spółczucie dla nędzy. Wszystko to przygniata mnie i bardzo boli... Wiele o tem rozmyślałam. Drogi ojczulku, czyż nie możnaby zrobić, aby wszyscy byli wolni?
— To trudne zadanie, moja droga. Niema najmniejszej wątpliwości, że te stosunki są niesprawiedliwe; wielu tak myśli i ja jestem tego zdania. Gorącobym sobie życzył, aby w całym kraju nie było ani jednego niewolnika; lecz jak do tego dojść, jakie środki przedsięwziąć, rzeczywiście nie wiem.
— Tyś taki dobry, mój ojcze, taki szlachetny, litościwy, taką masz przekonywającą wymowę; czyżbyś nie mógł obejść wszystkich i nakło-