Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.
274
Chata wuja Tomasza

wnem usposobieniu. Zdaje mi się, że ona tuż obok mnie; przychodzi mi na myśl wszystko, o czem miała zwyczaj mówić. Dziwnie, że przeszłość czasami się przedstawia naszym oczom tak jasno jakby na jawie.
I zaczął się przechadzać po pokoju, po niejakim czasie dodał:
— Pójdę się przejść, może się dowiem cośkolwiek nowego.
Wziął kapelusz i wyszedł. Tomasz poszedł za nim, pytając, czy ma mu towarzyszyć?
— Nie, dobry mój Tomaszu — odpowiedział — wrócę za godzinę.
Wieczór był prześliczny, księżyc świecił w całym swym blasku. Tomasz usiadłszy na galerji, patrzał na fontannę, przysłuchując się szumowi podnoszącej się i opadającej wody. Marzył o swojej ojczyźnie, o tem, że wkrótce będzie wolny i będzie mógł wrócić do niej, gdy zechce. Z radością dotykał swych muskularnych rąk, myśląc, że wkrótce będą wolne i będą musiały się poświęcić pracy dla wykupienia żony i dzieci i westchnął na myśl, że będzie musiał porzucić młodego, szlachetnego swego pana i mimowiednie usta jego zaczęły szeptać modlitwę, którą za niego odmawiał. Nakoniec stanęła mu w myśli prześliczna Ewa, którą z głębokiem wewnętrznem przekonaniem widział szczęśliwą w gronie aniołów. Zdawało mu się, że jej miła twarzyczka ze złocistemi kędziorami spogląda na niego z poza fontanny. W tych marzeniach poczciwy Tomasz zasnął i we śnie widział, jak Ewa, skacząc według zwyczaju podbiegła ku niemu z wiankiem jaśminowym na głowie, z rumieńcem na twarzy, z blaskiem szczęścia w oczach... Patrzał na nią z zachwyceniem, powoli zaczęła się oddalać, twarzyczka jej pobladła, złote promienie otoczyły jej główkę... i... znikła. Wtem silny stuk do drzwi i wiele na raz głosów rozbudziło Tomasza. Przelękniony pobiegł odemknąć.
Kilku ludzi krokiem ciężkim, zcicha rozmawiając, wnieśli na noszach ciało zawinięte w płaszcz. Światło lampy padło na twarz... rozpaczliwy krzyk Tomasza rozległ się w galerji i doszedł do uszu panny Ofelji, siedzącej ze swą robotą w salonie, dokąd przez otwarte drzwi wniesiono nosze.
Oto krótka historja tego, co się stało: Gdy pan Saint-Clare wszedł do kawiarni, aby przeczytać wieczorne gazety, dwaj obcy ludzie w pół pijani, znajdujący się w tymże pokoju, wszczęli z sobą kłótnię i zaczęli się bić. Przytomni usiłowali ich rozbroić i gdy pan Saint-Clare już miał wyrwać jednemu z nich puginał, nagle został śmiertelnie ugodzony w bok. Gdy rozeszła się wieść o nieszczęśliwym wypadku, płacz, krzyk, narzekanie rozlegały się po całym domu. Murzyni jak pomięszani rwali sobie włosy, padali na ziemię, zbiegali się ze wszystkich stron w najokropniejszej rozpaczy. Tylko Tomasz i panna Ofelja zachowali jakąkolwiek przytomność umysłu. Marja dostała spazmów i ataku nerwowego. Na rozkaz panny Ofelji przyniesiono z sali kanapę i na niej położono krwią zbroczonego pana Saint-Clare. Omdlałemu z bólu i utraty krwi podała panna Ofelja flakonik z spirytusem. Odzyskał przytomność, otworzył oczy, pilnie wpatrywał się w otaczających, a nakoniec wzrok jego bezwiednie błądząc z przedmiotu na przedmiot, zatrzymał się na portrecie matki.