Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/167

Ta strona została przepisana.

— Na kawałki — powtarza za nim cicho Lejbuś. Ostrzyżona po tyfusie szara czaszka kołysze się na wątłej szyjce i uszy tylko widać wielkie, sterczące.
— Co-o takiego?
— A tak, siekierą.
— Siekierą, siekierą — potakuje Lejbuś.
— Cicho — woła Elijahu.
I zrobiło się cicho.
— Było tak — mówi Ernest. A potem zaczyna opowiadać. W południe, o tym czasie, kiedy oni warowali pod kuchnią gminną na Walicowie, skonała najmniejsza pociecha stróża, Surełe. Najpierw w stróżówce był zupełny spokój, a potem naraz wyskoczył Chaskiel na dwór i zaczął wywijać siekierą. Szkoda, że tego nie widzieli. Jak lata po podwórku i wywija siekierą w biały dzień. Lata i krzyczy. Niech schodzą, on zaraz zrobi porządek i nakarmi całą kamienicę. Z tasakiem, z nożem. Co kto ma. Niech idą. No i zaczęło się. Mordchaj Sukiennik pił z Żeleźniakiem na Grzybowie, a koń nad pustym żłobem cały dzień. A Chaskiel o tym dobrze wiedział. Poszedł i siekierą stworzenie! Po łbie, ale miał już słabą rękę. Po karku, po grzbiecie! A kobyła uwiązana na łańcuchu i tylko wierzgała, a stajnia we krwi. Koń ukląkł. Ludzie tymczasem stali naokoło, głowa przy głowie, i czekali. Patrzyli, co z tego wyniknie, a Chaskiel się zmęczył. Wtedy Kalman Drabik wrócił, ten rzeźnik z drugiego piętra. Nie prowadzi już uboju i masarnię dawno zamknął, ale zawsze to rzeźnik i do niego przychodzi co tydzień szmugler z rąbanką i z kiełbasami. Ludzie, co to ma być? Jatka czy mordownia niewinnych stworzeń? Rozpaprać robotę, zacząć i nie skończyć! Tak krzyczał, tak krzyczał. A Chaskiel-