Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/111

Ta strona została uwierzytelniona.

raz gorzej zaczynały chodzić, coraz to kapryśniej i nienaturalniej, coraz to w fantastyczniejszy sposób.
Poprostu rozum straciły.
Nie byłoby jeszcze wielkiego nieszczęścia, gdyby kończyło się tylko na tem, że u jednych była pierwsza godzina w tym samym czasie, gdy u innych piąta i nawet późniejsza, lub, że u jednych wskazówki posuwały się raz szybciej — to znów wolniej, wtedy, gdy u innych wciąż się cofały, lub stały ciągle na miejscu.
Lecz ta niedokładność w godzinach zaczęła dotkliwie odbijać się na sprawach całej ludności. Z powodu ciągłego mylenia się w czasie dochodziło do coraz przykrzejszych nieporozumień.
A najstraszniejsze rzeczy działy się z wielkimi zegarami — z urzędowymi — z ogromnym katedralnym i miejskim wieżowym na ratuszu.
Chodziły one Bóg wie po jakiemu i Bóg wie po jakiemu biły.
Aż którejś nocy naraz takie dziwaczne i głupie, takie niemożliwe zaczęły wydzwaniać godziny, że całą ludność, (żyjącą teraz wyłącznie myślą o zegarach), opanował strach nieopisany. Powstała formalna panika — uderzono w dzwo-