Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/135

Ta strona została uwierzytelniona.

mogąc podnieść ociężałych powiek. I uśmiechała się do niego, nie poruszając ustami.
I ona kochała go, choć serce w niej nie biło, i krew przestała krążyć....
Bezwładna i nieruchoma, nie schodząc z swego kamiennego łoża, brała go tkliwie za ręce i prowadziła za sobą w kraj jakiś dziwny, senny a nie śpiący... W ogrody jakieś srebrne od księżyców, w aleje śpiewne głosem ciszy i milczenia...
Nad tonie jakieś — pełne zapomnienia, płynące nie zdrojami przejrzystej fali, lecz przejrzystością samą i samem odbiciem błękitów...
Pod nieba — stokroć większe i piękniejsze, niźli ziemskie niebo, na których stoją wiecznie wszystkie wschody i zachody...
Gdzie wszyscy ci, co »powrócili do siebie«, nie opuszczając swych ciasnych domków pod darniną, schodzą się gromadami i ciche odprawiają biesiady...
Zebrani razem siedzą na przejrzystości brzegu, lub błądzą pośród kwiatów, które znikły z ziemi, i tam zakwitły wspomnieniem swych kształtów — pod kopułami z tęcz, w powiewach tajemnicy, śród marzeń, które na ziemi zawiodły — a tutaj się spełniają...
I tam on poszedł za nią — za swem szczę-