Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

najzaciętszych wrogów. Lecz — myślał — Diego jest i w naturze niesłychanie brzydkim; jeśli go bardziej zeszpecę, doda mu to tylko uroku w oczach gawiedzi, jeszcze się głębiej, dzięki szpetocie, postać tyrana wryje w pamięć dziecinnego tłumu. Lecz — rozmyślał dalej — nazywają go wielkim... Cha!... cha!... cha!... — zaśmiał się z dziką radością — zrobię go małym!...
Wybrawszy kawałek drewnianej deszczułki, wielkości dukata, oszlifował ją starannie — i przez kilka dni następnych wychodził codzień na miasto w godzinach, gdy doża zwykł ukazywać się publicznie. Przyglądał mu się przez czas jakiś, a potem wróciwszy do siebie, zasiadał do malowania jego miniatury.
Raz zauważył Diego, że malarz przypatruje mu się z ukrycia.
— Ha! cóż ty teraz, dyable malujesz?! — zawołał szyderczo.
— Ruiny — skłonił się artysta — któremi, jak pochlebiam sobie, zyskam uznanie wielkiego doży. Wyrzekł to z takiem brzmieniem głosu, że Diego mimowolnie zadrżał...
Doża miał zawsze wstręt i pogardę dla tego złego człowieka. Lecz ostatnimi czasy na samą myśl o nim zaczynał doznawać strachu. Dziwił się, że i teraz nie rozkazał go schwytać