Strona:Bogusław Adamowicz - Tajemnica długiego i krótkiego życia.pdf/74

Ta strona została uwierzytelniona.

cznemu krajobrazowi nadawało jeszcze więcej fantastycznego czaru.
Przebywszy mostek, podróżny jeszcze piękniejsze oglądał widoki. Z malachitowych wzgórz spadając, potok tworzył tęczową kaskadę: pył pian milionobarwny unosił się nad zielenią dolin i szumiał muzycznie, napawając powietrze przeroskoszną symfonią, złożoną z dźwięków, świeżości i upajającej woni...
Cienista droga nęciła w gąszcza drzew tak olbrzymich, że zdawało się, iż wierzchołkami dotykają nieba — drzew dziwnie zielonych i rozłożystych, o pniach ze srebra i złotych gałęziach. — A między krzakami wysokich paproci, wszystkich wiecznie kwitnących i nieodkwitających błękitnymi kwiatkami szczęścia (tak napróżno poszukiwanymi na ziemi) tu i tam przesnuwały się wyżykowate i jakby żywe, ruchome ścieżynki, (które istotnie same się poruszały i biegły). Udał się jedną z nich... Las cały śpiewał tysiącami nawołujących się wzajem ech i głosów, pomiędzy którymi to stąd, to zowąd podróżnikowi się wydawało, że ktoś nad wyraz drogi woła nań po imieniu...
Wreszcie zarośla się rozchyliły, odsłaniając wesołą szmaragdową dolinkę, na której tonąc