wiedź już był za drzwiami i szedł prosto do lasu.
Piękne słońce, kwiaty, zieloność, przechadzki po lesie zastąpiły miejsce przyjemnych wieczorów zimowych i dziewczynki zapomniały prawie o kudłatym gościu rozradowane co dzień wesołym widokiem świata bożego w płaszczu szmaragdowym, przetykanym różnobarwnymi kwiatami, piękniejszymi od pereł i drogich kamieni.
Dnia pewnego przed wieczorem wybiegły po chróst do lasu; śmiejąc się i rozmawiając zrywały po drodze kwiatki i trawy kwitnące i zdobiły nimi swoje piękne główki. Wtem z daleka spostrzegły leżący pień drzewa, koło którego coś w wysokiej trawie skakało niby zając czy wiewiórka.
— Co to być może? — zawołały ciekawie i zwróciły się w tamtą stronę.
Wkrótce też zobaczyły maleńkiego karzełka w czerwonej czapce i żółtym kubraczku, ze starą, złośliwą twarzą i brodą do samej ziemi. Ta broda właśnie, piękna, długa, biała, uwięzioną była w pniu drzewa i malutki człowieczek złoszcząc się i skacząc żadnym sposobem uwolnić jej nie mógł.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.