Strona:Czerwony kogut.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.
—   131   —

Ojciec zamilkł. Jan przecierał zaspane oczy i mruczał:
— Wrzeszczeć to ty umiesz, a pracować mam sam jeden tylko! Wczoraj pod wieczór wyszedłem kosić i złamałem kosą. Dziś trzeba jechać na targ i nową kupić.
— Pojedziemy obaj! — ucieszył się ojciec — kupimy kosę, a może jakiego robotnika znajdziemy, bo sam nie poradzisz.
Tymczasem Katarzyna wniosła śniadanie i zaczęła nalewać. Słuchając ich rozmowy, nie wytrzymała i wtrąciła się:
— Czy już drugiej kosy w całym domu niema? Ojciec sam jeden może wszystko załatwić, Jan niech kosi, a ja będę z wody wywlekała. Pamiętajcie, że spóźnimy się z łąkami, jak i z innemi robotami. Nie dość tego, że nie wstajecie w porę, ale jeszcze zachciało się obu mitrężyć w dzień powszedni. Wszyscy ludzie krzątają się, a wy po targach będziecie się włóczyli.
— Nie twoja rzecz! Jak ja każę, tak ma być!
— Tak, tak, a jakże! krzycz, nie żałuj gęby.
— Jaka mi pracowita robotnica! Tyle tylko, że językiem miele.
Wszystko troje naraz wsiedli na Katarzynę. Ona wymknęła się za drzwi.