nie widziałam, noga moja jeszcze nie postała za granicą — dodała, śmiejąc się.
— Naprawdę? — zdziwiłem się.
— Nietylko za granicą, ale w żadnem mieście dotychczas nie byłam. Obecnie pierwszy raz jestem w większem mieście.
— O sancta simplicitas! — pomyślałem. — Można przeżyć jakie dwadzieścia lat i nie być w Europie, lecz mówić o tem bez zapytania, jak gdyby chlubiąc się — to już, jak sobie chcesz... c’est trop!
— Jakie wrażenie zrobiła na pani nasza Warszawa? — rzekłem po chwili.
— Ogólne wrażenie bardzo ciężkie: brakuje mi tutaj powietrza, ten bezustanny szum i ruch odurza mię. Nie czuję tutaj przyrody, nie czuję Boga... Ale dużo rzeczy bardzo mi się podoba: opera, piękne pałace, obrazy... Jednak mieszkać w mieście nigdybym nie chciała. W mieście, żeby być pożytecznym dla ludzi, trzeba być bogatym — tyle tutaj nędzy! A na wsi takiej biedy niema, tam wystarczają dobre chęci, i bez wielkich pieniędzy można być bardzo pożytecznym.
— Pani wciąż: »pożyteczny człowiek, na korzyść ludziom«. Czyżby pani była taką realistką, że wciąż tylko o pożyteczności myśli?!
— A jakże inaczej myśleć?! Przecie dlatego
Strona:Czerwony kogut.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.
— 217 —