Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/374

Ta strona została przepisana.

W najwyższem przerażeniu chwycił się rękoma za głowę, i aczkolwiek nie miał już ani wiary, ani modlitwy w sercu, wzniósł oczy ku niebu, jak gdyby stamtąd jednak oczekiwał pomocy.
W górze blade gwiazdy zaledwie migotały przez łunę.
Wojsko burzyło się, groźniejsze co chwila...
— Persowie podpalili okręty! — jęczeli jedni, wyciągając ramiona ku ginącej ostatniej swojej ucieczce.
— Gdzie tam! to sprawa wodzów, by nas zaciągnąć na pustynię i tam porzucić! — mówili w szale inni.
— Śmierć kapłanom! — wyli trzeci. — Kapłani zadali cesarzowi truciznę i odjęli mu rozum!
— Sława Augustowi Julianowi zwycięzcy! — wołali wierni Gallowie i Celtowie. — Milczcie, zdrajcy!.. Dopóki on żyje, możemy się nie obawiać niczego...
Tchórze lamentowali:
— Do ojczyznj! Do ojczyzny! Nie pójdziemy dalej! Nie chcemy iść na pustynię! Kroku dalej nie zrobimy! Raczej niech nas zabiją!..
— Nie zobaczymy więcej kraju rodzinnego, jak uszu swoich! Jesteśmy zgubieni, bracia! Persowie zwabili nas w zasadzkę.
— A co?., nie widzicie? — tryumfowali galilejczycy. — Dyabli go opanowali!.. Bezbożny Julian zaprzedał im swą duszę, a oni go w przepaść wloką. Dokądże nas może poprowadzić szaleniec opętany od dyabłów?..
Tymczasem Julian, nie widząc nic i nie słysząc, jak we śnie, szeptał z uśmiechem bezsilnym i błędnym:
— Mniejsza o to... Cud spełnić się musi!.. Nie teraz, to później... Wierzę w cud!