Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/375

Ta strona została przepisana.
XVII.

Był to pierwszy biwak nocny w odwrocie, szesnastego dnia po kalendach czerwcowych. Wojsko odmówiło dalszego pochodu. Ani prośby, ani rozkazy i groźby cesarza nie wywierały skutku. Celtowie, Rzymianie, poganie, chrześcijanie, śmiałkowie i tchórze — wszyscy odpowiadali jednym okrzykiem:
— Wracajmy do ojczyzny!
Wodzowie cieszyli się kryjomo, wróżbici etruscy tryumfowali otwarcie.
Po spaleniu okrętów powstali wszyscy.
Obecnie już nie tylko galilejczycy, ale nawet czciciele bogów Olimpu nabrali przekonania, że klątwa cięży nad głową cesarza, że go ścigają Eumenidy.
Gdy przechodził przez obóz, ustawały rozmowy, wszyscy unikali go bojaźliwie.
Księgi sybilińskie i Apokalipis, augurowie etruscy i przebiegli chrześcijanie, bogowie i aniołowie łączyli się na zgubę wspólnego wroga.
Wtedy cesarz oznajmił, iż poprowadzi ich do ojczyzny przez prowincyę Korduanę, w kierunku żyznego Chiliocum.
Odwrót tą drogą dokonywany dawał nadzieję połączenia się z oddziałem Prokopa i Sebastyana. Julian pocieszał się myślą, że nie opuszcza bądź co bądź Persyi, że jeszcze może napotkać króla Sapora, wydać mu bitwę i osiągnąć zwycięstwo, które naprawi wszystko.
Ale Persowie się nie ukazywali. Chcąc osłabić armię rzymską przed rozstrzygającą walką, popodpalali