Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/385

Ta strona została przepisana.

z dwóch stron. Na prawem skrzydle dowodził Dagalaif, nalewem — Hormizda; Julian z Wiktorem objęli środek.
Zagrzmiały trąby.
Ziemia zadrżała i zahuczała od miękkich i ciężkich kroków słoni perskich, ozdobionych na czole piórami strusiemi. Silne rzemienie przytrzymywały na ich grzbietach wieżyczki skórzane, a z każdej czterech łuczników miotało falaryki — pociski płonące, z pakuł i smoły.
Jazda rzymska nie dotrzymała pola w pierwszem natarciu. Z ogłuszającym wrzaskiem z podniesionemi trąbami roztwierały słonie paszcze wilgotne, i legioniści czuli na twarzach oddech potworów, doprowadzonych do wściekłości za pomocą specyalnego napoju z wina, pieprzu i kadzidła, którym barbarzyńcy odurzali je przed bitwą.
Pomalowanymi na czerwono kłami, zaopatrzonymi na końcu w skówki stalowe, słonie rozdzierały brzuchy koniom, trąbami zaś obejmowały jeźdźców, ścigały z siodeł i ciskały o ziemię. Skwar popołudniowy zwiększał jeszcze cierpki odor potu tych szarych, chwiejących się cielsk z kłapiącemi fałdami skór. Konie, poczuwszy ten zapach, drżały i stawały dęba.
Jedna kohorta już tył podała do ucieczki.
Byli to chrześcijanie.
Julian pobiegł ich dognać; wymierzywszy policzek głównemu dekuryonowi, krzyknął wściekły:
— Podli tchórze! Tylko modlić się umiecie!
Oddział lekkich łuczników trackich i procarzy paflagońskich wystąpił naprzeciwko słoni. Poza nimi szli zręczni Hiryjczycy, miotacze dzirytów ołowiem obciążonych, „martiobarbule.” Julian wydał rozkaz kierowania w nogi potworów strzał, kamieni i dzirytów. Jedna strzała trafiła w oko olbrzymiego słonia indyjskiego, który z ry-