Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/399

Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się, że się spóźniłem... Ale to nic nie szkodzi... postoję w przedsionku... Pan Bóg jest Duchem wszechobecnym...
— Cud! — śmiał się Mauricus: — słowa Pisma Świętego w ustach Gargiliana!
— Niech ci Chrystus przebaczy, mój synu! — odrzekł niezmieszany kwestor. — Czego ty się wiecznie miotasz i docinasz?
— Ależ bo nie mogę się dotąd oswoić... Tyle nawróceń, tyle przeistoczeń!.. Co do ciebie, naprzykład, byłem najpewniejszy, że przynajmniej twoje przekonania...
— Co za niedorzeczność, mój przyjacielu! Mam tylko jedno przekonanie, „ że kucharze galilejscy nie są gorsi od helleńskich. Jak ci przyprawią postną potrawę — no — rozchorować się można! Nawrócę cię wnet na swoją wiarę. Palce lizać będziesz. Boć ostatecznie, czyż to nie to samo zjeść dobry obiad na cześć boga Merkurego, albo świętego Merkurego? Przesądy! Co komu zawadzać może takie ładne cacko?
Tu wskazały mały krzyżyk bursztynowy, kołyszący mu się na wspaniałym brzuchu pomiędzy uperfumowanemi fałdami kosztownej tuniki z purpury ametystowej.
— Patrzcie, patrzcie, to Hekebolis, arcykapłan bogini Astarty Dindymeny! Pokutujący hierofant w ciemnej szacie galilejskiej! O, czemuż ciebie tu niema, śpiewaku Metamorfoz! — tryumfował Mauricus, wskazując pokaźnego siwowłosego starca, z cichą powagą na rumianej twarzy, siedzącego w odsłonionej lektyce.
— Co on tam czyta?
— Z pewnością nie prawa bogini z Pesynontu.
— Co za święta pokora! Zmizerniał od postów!.. Patrzcie, jak wzdycha, wznosząc oczy ku niebu!