I w lewo biegli oczyma do skały,
Cośmy jej przedtem nie spostrzegli zgoła.
W cień zasunięte, co padał od ściany,
Jako zwykł stawać człowiek opieszały.
U kolan wiązał swoich ramion sploty,
A lica ukrył pomiędzy kolany.
Spojrzyj na tego, co siedzi w nieruchu,
Jakby był bratem rodnym bezochoty«.
I siedząc, okiem z podełba w nas godził,
Poczem rzekł: »Idź sam, gdyś dzielny, mój zuchu![2]«
Dech przyspieszony z ciężkiego zmęczenia,
Żem zatem zwolna ku niemu podchodził.
Podniósł i mruknął: »Widziałeś słoneczny
Wóz podchodzący z lewego ramienia?«
Chwyciwszy, usta rozwarłem w uśmiechu.
»Belacqua!« rzekłem, »jużeś ty bezpieczny!
Czy przewodnika czekasz? czyli może
Znów jesteś w dawnym zanurzony grzechu?«
Gdy zacząć nie da czyścowej katusze
Ptak[3], co u bramy pełni straży boże?
- ↑ Niedbali zajmują pierwszy okręg, będący Przedsionkiem Czyśca i odpowiadający Przedpieklu.
- ↑ W. 113—4. Leniwy duch zaledwie że podnosi głowę. W oryginale także z lenistwa przemawia monosylabami; Or va’ su tu. Jest nim Belacqua, Florentczyk, fabrykant narzędzi muzycznych, sławny w mie-ście ze swego lenistwa. Miał być poufałym Dantego, stąd pochodzi żartobliwy ton ich rozmowy.
- ↑ Ptak. Po raz drugi poeta nazywa Aniołów ptakami. Jest to wspomnienie naiwnej ikonografii średniowiecznej, gdzie Aniołowie istotnie mają postać raczej ptaków, niż istot ludzkich.